Pamiętacie podręcznik do zerówki?
Moderatorzy: Robi, biały_delfin
- biały_delfin
- Administrator
- Posty: 1949
- Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45
Robi pisze:No tak , byly jeszcze takie lizaki z tandetnymi zolnierzykami robione przez prywaciarzy .
cos mi się mocno kojarzy.
z cukierków - białe, duze, miętowe dropsy. (pamiętam ja wymieniałem się z kolegą)
oranżady, czerwoną wodę w woreczku przebijanym słomką tez pamiętam. lubiłem ja pić, zresztą chyba kupowaliśmy, bo nowość
a kto pamięta kolorowe Lentilky jeszcze ze starej Czechosłowacji ??
Pamietam dobrze te lizaki z zolnierzami i kojaki pelno ich bylo na hali u prywaciarzy.Do ogródków tez sie wlamywalismy(ale nazywalo sie to isc na pachte)zwlaszcza na agrest,którego do dzis mam serdecznie dosyc.Robilismy tez "wycieczki"do przedszkola przez plot,bo byly tam hustawki i karuzela.Zawsze potem gonil nas stróz.Blok turystyczny tez pamietam okropnie slodki i trójkatne wafelki.Wiekszosc artykulów spozywczych moja mama kupowala w Baltonie,to taki sklep dla marynarzy.Byla tam pyszna trójkatna czekolada Toblerone,werthersy i inne zachodnie slodycze.Pamietam jak ojciec przywozil z rejsu cale zgrzewki orzeszków solonych,7 up-ów,soków porzeczkowych,slodkie kakao w proszku dla dzieci i wiele innego dobra.Jedzenia mialam pelno,ale o zabawki i ubrania musialam dlugo prosic.Dostalam 2 razy w roku oryginalne dzinsy a z zabawek malpke Moncziczi i Barbie.O bluzce lub kurtce z Pewexu moglam pomarzyc.
http://serialkatarzyna.ovh.org/ polska strona serialu Katarzyna
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
Z cukierków to pamietam bardzo dobrze, owocowe SONGI, miały rożne smaki, np. pomarańczowe, cytrynowe itp. Pamiętam kartki na słodycze i głos mamy , który tłumaczył mi , że jak teraz kupimy cukierki czekoladowe to potem na koniec miesiąca nie będzie nawet na Songi. Do dziś pamietam też zapach w sklepie "Goplana", oprócz zapachu czekolady unosił się tam zapach mielonej kawy, bo tylko tam można było kupić w moim mieście kawę na wagę a pani ją na miejscu mieliła.
Pamiętam też cukierki KOTKI. Na przezroczystym papierku były pyszczki kotków. Cukierki miały kolor mlecznych wertersów, ale smak lekko ajerkoniakowi. Zawsze wisiały u mnie na choince.
Były jeszcze IRYSY z makiem. Takie małe kwadratowe. Mniam. I TOFI w papierku niebiesko-czerwonym. Odjazdowo się ciągnęły.
Za oranżadę w woreczku dałam bym teraz się pociąć. Wracając z przedszkola zawsze zaglądałam do warzywniaka. U nas były różne kolory, tzn. żółty, czerwony, pomarańczowy, zielony, leżały w dużych zielonych plastikowych skrzynkach po owocach. Czasem chciało mi się ryczeć, jak przy otwieraniu wylało mi sie polowe.
A oranżadę w proszku pamietam.. kwaśna..brrr..Na opakowaniu była Pszczółka Maja.
Pamiętam też cukierki KOTKI. Na przezroczystym papierku były pyszczki kotków. Cukierki miały kolor mlecznych wertersów, ale smak lekko ajerkoniakowi. Zawsze wisiały u mnie na choince.
Były jeszcze IRYSY z makiem. Takie małe kwadratowe. Mniam. I TOFI w papierku niebiesko-czerwonym. Odjazdowo się ciągnęły.
Za oranżadę w woreczku dałam bym teraz się pociąć. Wracając z przedszkola zawsze zaglądałam do warzywniaka. U nas były różne kolory, tzn. żółty, czerwony, pomarańczowy, zielony, leżały w dużych zielonych plastikowych skrzynkach po owocach. Czasem chciało mi się ryczeć, jak przy otwieraniu wylało mi sie polowe.
A oranżadę w proszku pamietam.. kwaśna..brrr..Na opakowaniu była Pszczółka Maja.
A ja pamiętam Emanuele - takie długie, ciągnące. Pycha!
Oranżada w woreczku nazywała się cytrynada, na plaży sprzedawali ją faceci, którzy chodzili i wykrzykiwali wierszyki w rodzju" "Cytrynada napój boski, nawet łysym rosną włoski". Natomiast nie pamiętam jej ze sklepów, być może pojawiła się tam dopiero później albo po prostu nie zapamiętałam.
Czy teraz po plaży też chodzą handlarze? Co sprzedają? Dawno nie byłam w lecie nad polskim morzem, natomiast dwa lata temu byłam na Krymie i tam sprzedają wszystko, np. chodzi facet obwieszony rybami na sznurku albo drugi z plecakiem, w którym ma kwas chlebowy czy piwo, a z boku przyczepione plastykowe kubki.
A z dzieciństwa na polskich plażach pamiętam właśnie cytrynadę, lody i... chyba nic więcej.
Oranżada w woreczku nazywała się cytrynada, na plaży sprzedawali ją faceci, którzy chodzili i wykrzykiwali wierszyki w rodzju" "Cytrynada napój boski, nawet łysym rosną włoski". Natomiast nie pamiętam jej ze sklepów, być może pojawiła się tam dopiero później albo po prostu nie zapamiętałam.
Czy teraz po plaży też chodzą handlarze? Co sprzedają? Dawno nie byłam w lecie nad polskim morzem, natomiast dwa lata temu byłam na Krymie i tam sprzedają wszystko, np. chodzi facet obwieszony rybami na sznurku albo drugi z plecakiem, w którym ma kwas chlebowy czy piwo, a z boku przyczepione plastykowe kubki.
A z dzieciństwa na polskich plażach pamiętam właśnie cytrynadę, lody i... chyba nic więcej.
"Zmarszczył brwi w zamyśleniu, wybierając śrubę ocynkowaną".
[Natomiast nie pamiętam jej ze sklepów, być może pojawiła się tam dopiero później albo po prostu nie zapamiętałam.
Sprzedawali je najczesciej w prywatnych warzywniakach.
Czy teraz po plaży też chodzą handlarze? Co sprzedają? Dawno nie byłam w lecie nad polskim morzem.
Ja tez nie jezdze nad morze ale 2 lata temu bylem troche przez przypadek przez godzine na plazy i widzialem ze chodzli z hot dogami . Jeden targal na plecach podgrzewarke z butla gazowa a drugi na brzuchu caly zestaw do przygotowywania
Sprzedawali je najczesciej w prywatnych warzywniakach.
Czy teraz po plaży też chodzą handlarze? Co sprzedają? Dawno nie byłam w lecie nad polskim morzem.
Ja tez nie jezdze nad morze ale 2 lata temu bylem troche przez przypadek przez godzine na plazy i widzialem ze chodzli z hot dogami . Jeden targal na plecach podgrzewarke z butla gazowa a drugi na brzuchu caly zestaw do przygotowywania
-------------------------------------------------------------Natuś-77 pisze:
Za oranżadę w woreczku dałam bym teraz się pociąć. Wracając z przedszkola zawsze zaglądałam do warzywniaka. U nas były różne kolory, tzn. żółty, czerwony, pomarańczowy, zielony, leżały w dużych zielonych plastikowych skrzynkach po owocach. Czasem chciało mi się ryczeć, jak przy otwieraniu wylało mi sie polowe.
Aż tak?
Ale wiesz? Też mi się zachciało, tzn. wypić, a nie pociąć. Ciekawe, może ktoś wróci do tego pomysłu?
- biały_delfin
- Administrator
- Posty: 1949
- Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45
czy to na pewno temat o podręczniku do zerówki ?
ale na poważnie:
Do dziś pamietam też zapach w sklepie "Goplana", oprócz zapachu czekolady unosił się tam zapach mielonej kawy, bo tylko tam można było kupić w moim mieście kawę na wagę a pani ją na miejscu mieliła.
ja też to wszytko pamiętam,
maszynki do mielenia potem zniknęły, ale widziałem je jeszcze potem w byłej Czechosłowacji
pamientam też jak mama kupowała mi małe cukierki w kolorowych przeźroczystych pudełkach, dzisiaj bardzo rozreklamowane jako małokaloryczne (nie chce robić kryptoreklamy, wiecie o które chodzi )
ale na poważnie:
Do dziś pamietam też zapach w sklepie "Goplana", oprócz zapachu czekolady unosił się tam zapach mielonej kawy, bo tylko tam można było kupić w moim mieście kawę na wagę a pani ją na miejscu mieliła.
ja też to wszytko pamiętam,
maszynki do mielenia potem zniknęły, ale widziałem je jeszcze potem w byłej Czechosłowacji
pamientam też jak mama kupowała mi małe cukierki w kolorowych przeźroczystych pudełkach, dzisiaj bardzo rozreklamowane jako małokaloryczne (nie chce robić kryptoreklamy, wiecie o które chodzi )
Maszynki do mielenia pamiętam. W latach tzw. komunistycznego kryzysu były atrapą. Wcześniej - procedura wrzucania ziaren do "gruchy" dźwięk młynka, zapach kawy i to "walenie" w końcówkę tegoż urządzenia przez damski dodatek do snopowiązałki w czepku "Społem", który pamietał czasy Powstania Warszawskiego. Piękne.
-
- Posty: 292
- Rejestracja: 24 maja 2006, o 21:10