W co bawiliśmy się jako niesforne dzieciaki?
Moderatorzy: Robi, biały_delfin
- biały_delfin
- Administrator
- Posty: 1949
- Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45
Ależ ja je naklejałem Natomiast wysłałem też sporo listów z prośbą o te naklejki, więc mam ich trochę. Pamiętam, że znaczek lotniczy do USA kosztował w 1992r. 2,700 zł i nie była to bynajmniej jakaś spora kwota i wydaje mi się, że obecne 3,20 zł ma większą wartość niż tamte 2,700 zł, bo pamiętam, że listów tych słałem naprawdę dużo
A my z kumplami zbudowaliśmy pierwszą sieć osiedlową w czasie, gdy o domowym PC jeszcze nikomu się nie śniło! Wystarczył tylko głośniczek z telefonu podłączony do drugiego głośniczka znajdującego się u kumpla - sąsiada za pomocą 2 przewodów z drutu strzałowego (Bez dodatkowego zasilania!) i już łączność nawiązana! głośniczek miał 2 funkcje: mikrofon i głośnik. Po pewnym czasie roznudowaliśmy sieć i połączyliśmy około 7 kumpli w jedną sieć, za pomocą plontaniny drutów biegnących po ścianach bloku. Po pewnym czasie niektórzy z nas podłączyli to ustrojstwo do wzmacniaczy i odbiorników radiowych, w ten sposób mieliśmy zestawy głośnomówiące! Tak. Dziś mogę stwierdzić że byliśmy prekursorami sieci osiedlowych
No i kto powie, że takie pomysły to nie domena mężczyzn?
Przepraszam koleżanki forumowiczki, (jeśli któraś z was poszła drogą przedmiotów techniczno-mechaniczno-elektrotechnicznych), ale jednak to chyba nie nasza działka. Proszę, kilku facetów - tu drucik, tam kabel, gdzieś zasilacz, żaróweczka i już jest wynalazek. Brawo.
Przepraszam koleżanki forumowiczki, (jeśli któraś z was poszła drogą przedmiotów techniczno-mechaniczno-elektrotechnicznych), ale jednak to chyba nie nasza działka. Proszę, kilku facetów - tu drucik, tam kabel, gdzieś zasilacz, żaróweczka i już jest wynalazek. Brawo.
Przypomnialo mi sie ze ok roku 83 w kioskach mozna bylo kupic bumerangi z tworzywa ktore naprawde wracaly. Rzucalem je glownie u babci na wsi. Musielismy uwazac przy powrocie zeby nie oberwac bumerangiem. Po tym jak kolezanka dostala nim w noge zaczelismy rzucac w takich starych kaskach motocyklowych . Sasiedzi mieli z nas niezly ubaw ale raz kask koledze sie przydal bo dostal w glowe wracajacym bumerangiej jak jechal rowerem
Pierwsze zdarzenie, o którym piszę zna z opowiadania mamy, byłem wtedy małym brzdącem (może miałem 3 latka), mama sobie przysnęła popołudniu, a ja zorganiowałem sobie zającie wyrzucając przez balkon cukier w kilogramowym opakowaniu , na szczęście zdążyłem wyrzucić tylko jeden kilogram, bo mamę obudził hałas spowodowany przeze mnie, poza tym mieszkaliśmy wtedy na parterze więc nikomu krzywdy nie zrobiłem . Innym razem, to był już okres podstawówki, znaleźliśmy z kolegami butlę do palnika acetylenowego na pobliskiej budowie, postanowiliśmy ją zdetonować, rozpaliliśmy ognisko, do którego wrzuciliśmy butlę, a sami schowaliśmy się za pobliskim nasypem. Czekamy i nic, w końcu jeden z kolegów, najbardziej niecierpliwy stwierdził: "że nic z tego nie będzie", chciał wstać i prawie w tym momencie nastąpił wybuch butli. Mieliśmy wtedy szczęście, że nikomu nic się wtedy nie stało . W późnieszym czasie nastała moda na chodzenie z latarkami po schronach przeciwlotniczych, czuliśmy się wtedy jak Indiana Jones .
---------------------------------------------------------Eryk75 pisze: wyrzucając przez balkon cukier w kilogramowym opakowaniu , na szczęście zdążyłem wyrzucić tylko jeden kilogram, bo mamę obudził hałas spowodowany przeze mnie, poza tym mieszkaliśmy wtedy na parterze więc nikomu krzywdy nie zrobiłem . Innym razem, to był już okres podstawówki, znaleźliśmy z kolegami butlę do palnika acetylenowego na pobliskiej budowie, postanowiliśmy ją zdetonować, rozpaliliśmy ognisko, do którego wrzuciliśmy butlę, a sami schowaliśmy się za pobliskim nasypem.
Zawsze usiłowałam zrozumieć to zafascynowanie wrzucaniem do ogniska granatów, niewybuchów, bądź ... butli.
Rodzice o tym wiedzieli.
A'propos cukru - dobrze, że to był parter. Inna sprawa, że cukier był (?) już wtedy na kartki, czy nie?
-------------------------------------------------Eryk75 pisze: Zgadza się cukier był wtedy na kartki, dobrze że nie zdążyłem więcej tego cukru, nie mówiąc już o upłynnieniu w ten sposób całego zapasu cukrowego, wtedy by się działo
Eryku, moi rodzice wyrzucili przez pomyłkę kartki do śmietnika. Do dziś to pamiętam. Chodzili potem i szukali w kubłach myśląc, że może znajdą.