Kiedys sie zastanawialem czy z tych piwnic nie wyjdziemy w sasiednim blokuEryk75 pisze:Nikt się nie zgubił w labiryncie, wszyscy wyszli na powierzchnię? .Robi pisze:To u nas sa podobne i wlasnie w takich sie ganialismy
W co bawiliśmy się jako niesforne dzieciaki?
Moderatorzy: Robi, biały_delfin
Tych falowców jest 4 albo 5 na Przymorzu,te inne nie są tak znane,bo są krótsze,ale i tak imponujące.
http://serialkatarzyna.ovh.org/ polska strona serialu Katarzyna
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
Smieszna sprawa - zawsze kiedy staralam sie wycuagnac zwierzaka - NIGDY mi sie nie udalo. A ostatnio, na wieczorze panienskim takiej znajomej Irlandki znjome podpuscily mnie zebym spróbowala... Od niechcenia przesunelam ta wajcha raz czy drugi i...... wypadl pluszowy Sponge Bob z którym przyszla panna mloda spacerowala potem przez Dublin.biały_delfin pisze:mutant pisze:dla młodszych dzieciaków były takie zwierzątka i samochodziki (nadal istniejące), którymi można było jeździć w miejscu po wzuceniu monety.
bardzo charakterystyczna rzecz z naszego dzieciństwa
do dzisiaj istnieją też automaty do pluszowymi zabawkami do wyciągnięcia, których tak naprawdę nie można wyciągnąć.
a pamiętacie kapiszony papierowej taśiemce, albo okrągłych małych papierowych kułeczkach ?
dzisiaj kapiszony wyglądają inaczej: są w kształcie naboi które się wkłada do 6-strzałowego magazynka (kumpel prowadzi sklep z zabawkami )
A pamietacie jeszcze takie cos gdzie sie wrzucalo monety do takich szaf gdzie monety byly nagromadzone przy brzegu i jesli sie dobrze wrzucilo, spadaly przez otwór? Bardzo to lubilam i czasem bawie sie w to w salonie gier .... na O'Connell Street
Ja pamiętam że były takie helikoptery, które po wrzuceniu monety unosiły sie w góre i w dół. Pamiętam, ze jak pierwszy raz wsiadłem do takiego i zaczął się unosić, to bałem się, bo myślałem, że odleci.Rukia pisze:Smieszna sprawa - zawsze kiedy staralam sie wycuagnac zwierzaka - NIGDY mi sie nie udalo. A ostatnio, na wieczorze panienskim takiej znajomej Irlandki znjome podpuscily mnie zebym spróbowala... Od niechcenia przesunelam ta wajcha raz czy drugi i...... wypadl pluszowy Sponge Bob z którym przyszla panna mloda spacerowala potem przez Dublin.biały_delfin pisze:mutant pisze:dla młodszych dzieciaków były takie zwierzątka i samochodziki (nadal istniejące), którymi można było jeździć w miejscu po wzuceniu monety.
bardzo charakterystyczna rzecz z naszego dzieciństwa
do dzisiaj istnieją też automaty do pluszowymi zabawkami do wyciągnięcia, których tak naprawdę nie można wyciągnąć.
a pamiętacie kapiszony papierowej taśiemce, albo okrągłych małych papierowych kułeczkach ?
dzisiaj kapiszony wyglądają inaczej: są w kształcie naboi które się wkłada do 6-strzałowego magazynka (kumpel prowadzi sklep z zabawkami )
A pamietacie jeszcze takie cos gdzie sie wrzucalo monety do takich szaf gdzie monety byly nagromadzone przy brzegu i jesli sie dobrze wrzucilo, spadaly przez otwór? Bardzo to lubilam i czasem bawie sie w to w salonie gier .... na O'Connell Street
Takie helikoptery są i dzisiaj. Z mechanicznych zabawek na forsę po raz pierwszy zaliczyłem galopującego słonia w Jastarni. To była pierwsza połowa lat 70. Jazda kosztowała 2 złote. Ile ja tych dwuzłotówek od rodziców wyciągnąłem na te jazdy. To była wielka atrakcja.qba83 pisze: Ja pamiętam że były takie helikoptery, które po wrzuceniu monety unosiły sie w góre i w dół. Pamiętam, ze jak pierwszy raz wsiadłem do takiego i zaczął się unosić, to bałem się, bo myślałem, że odleci.
No i obowiązkowo flippery.
"ciężkie czasy!" westchnął sowiecki sołdat zdejmując zegar z wieży kościelnej
- biały_delfin
- Administrator
- Posty: 1949
- Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45
Gratuluje !Rukia pisze:Smieszna sprawa - zawsze kiedy staralam sie wycuagnac zwierzaka - NIGDY mi sie nie udalo. A ostatnio, na wieczorze panienskim takiej znajomej Irlandki znjome podpuscily mnie zebym spróbowala... Od niechcenia przesunelam ta wajcha raz czy drugi i...... wypadl pluszowy Sponge Bob z którym przyszla panna mloda spacerowala potem przez Dublin.
te za prlu były zrobione tak żeby nic nie wyciągnąć, a zostawić kasę, rzadko kiedy sie udawało wyciągną maskotkę.
To tak jak z wiatrówkami ze zwichrowanymi przyrządami celowniczymi. Co najwyżej można było kwiatka z piór albo z gąbki zestrzelić . Ale już to co wymagało zestrzelania kilku zapałek pod rząd to nikomu się nie trafiało. Nawet mistrzom w strzelaniu.biały_delfin pisze: Gratuluje !
te za prlu były zrobione tak żeby nic nie wyciągnąć, a zostawić kasę, rzadko kiedy sie udawało wyciągną maskotkę.
A propos pamiętacie te strzelnice "sportowe"? Z reguły towarzyszyły wesołym miasteczkom.
"ciężkie czasy!" westchnął sowiecki sołdat zdejmując zegar z wieży kościelnej
U nas byly tez porozstawiane wq roznych czesciach miasta. Lubilem sobie postrzelac ale niepamietam ale chyba nigdu nic nie ustrzelilemDudzio pisze: A propos pamiętacie te strzelnice "sportowe"? Z reguły towarzyszyły wesołym miasteczkom.
Za to pamietam jak pojechalem z kolega wyprobowac jego wiatrowke w lesie. Strzelailsmy do puszki ustawionej na scietym drzewie, po moim strzale srut odbil sie od drzewa i widzialem jak wraca w moja strone ale nie zdarzylem nawet zareagowac i dostalem nim w gorna warge . Na szczescie pozostal tylko slad przez kilak tygodni.
Jakoś tak na przełomie 80/90 bawiliśmy się na huśtawce - jak najbardziej się rozbujać a gdy huśtawka była przy samej górze, to się wyskakiwało. Kto dalej ten wygrywał A skakało się na parę metrów.
A to słyszałem z opowieści - z kilka tafli styropianu robiło się tratwę i pływało po pobliskim kanałku
Z innych zabawa to te związane z budowami, np gdy nie położono jeszcze asfaltu na drodze i był sam piach, to robiło się podkopy, dziury. A potem to się przykrywało folią, przysypywało, i namawiało jakąś nieświadomą osobę by tamtędy przeszła A dziury były ok pół metra głębokie
No i oczywiście wspinanie się po 'górkach' - takich piaszczystych prawie pionowych skarpach
Inne, to gdy budowali sklepy i były rusztowania. To wchodziliśmy na nie i skakaliśmy z ok 3 metrów na górkę piachu.
Częste wojny na grudki piachu, glinki
A to słyszałem z opowieści - z kilka tafli styropianu robiło się tratwę i pływało po pobliskim kanałku
Z innych zabawa to te związane z budowami, np gdy nie położono jeszcze asfaltu na drodze i był sam piach, to robiło się podkopy, dziury. A potem to się przykrywało folią, przysypywało, i namawiało jakąś nieświadomą osobę by tamtędy przeszła A dziury były ok pół metra głębokie
No i oczywiście wspinanie się po 'górkach' - takich piaszczystych prawie pionowych skarpach
Inne, to gdy budowali sklepy i były rusztowania. To wchodziliśmy na nie i skakaliśmy z ok 3 metrów na górkę piachu.
Częste wojny na grudki piachu, glinki
Free Image Hosting by ImageBam.com
Na tych stelażach-konstrukcjach propagandowych nieźle bawiliśmy się na naszym osiedlu.
Pamiętam, że u nas były "reklamy" 1 Maja z gołębiem w tle i jeszcze jakiejś Przetwórni Rolno-Spożywczej i chyba sklepu Pewex.
PS: Zdjęcie pochodzi z wystawy plenerowej na wrocławskim Rynku.
- biały_delfin
- Administrator
- Posty: 1949
- Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45
Jak tak sobie czytam to zachodzę w głowę czy przypadkiem Wasi Aniołowie Stróże nie posiwieli zbyt wcześnie i nie nabawili się nerwicy . Mój na pewno. Miał pełne ręce roboty ażeby zdążyć mnie "złapać" zanim grzmotnęłam o ziemię spadając z niejednego drzewa, trzepaka czy też mebli (bo i tam potrafiłam się wspiąć). Pozdro.
- biały_delfin
- Administrator
- Posty: 1949
- Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45
skoro już mówicie o spadaniu z mebli - miałem coś takiego dziwnego w wieku 3 lat. z tego co pamiętam, dosuwałem krzesło wspinałem się na pomocnik chodziłem po nim i potem mama widziała jak lecę na ziemie. potarzało się wielokrotnie
nie umiem wyjaśnić dlaczego. wielokrotnie zastawiałem się na tym. dość tajemnicza sprawa.
niedawno zrobiłem eksperyment - dosunąłem krzesło jak wtedy i wlazłem na pomocnik (oczywiście jak nikt nie parzyli byłem sam w domu ) i wiecie co ? pewne wrażenia wróciły z niepamięci. moment wchodzenia na pomocnik i stawanie na nim - jest w tym coś co mnie ciągnęło.
może dlatego w odrosłym życiu przeszedłem szlakami turystycznymi większość Tatr, a czasami najwyższe i najtrudniejsze góry, po łańcuchach i drabinkach mając pod sobą przepaście ?.....
nie umiem wyjaśnić dlaczego. wielokrotnie zastawiałem się na tym. dość tajemnicza sprawa.
niedawno zrobiłem eksperyment - dosunąłem krzesło jak wtedy i wlazłem na pomocnik (oczywiście jak nikt nie parzyli byłem sam w domu ) i wiecie co ? pewne wrażenia wróciły z niepamięci. moment wchodzenia na pomocnik i stawanie na nim - jest w tym coś co mnie ciągnęło.
może dlatego w odrosłym życiu przeszedłem szlakami turystycznymi większość Tatr, a czasami najwyższe i najtrudniejsze góry, po łańcuchach i drabinkach mając pod sobą przepaście ?.....