Zabawki
Moderatorzy: Robi, biały_delfin
"A kolejke elektryczna ktos mial?"
Miałam kolejkę, nakręcało się ją kluczykiem i jeździła w kółko po składanych torach. Nie było tam żadnych atrakcji - tunelu, rozjazdu itp., po prostu tory składane w koło.
Miałam tez plastikowy tor samochodowy, tez składany w owal - ten juz był z atrakcjami - samochód podjeżdżał pod górę, jechał bokiem na dwóch kołach, robił fikołka z wysokości - rzadko wtedy trafiał na swój tor jazdy, więc trzeba było mu "pomagać".
Miałam kolejkę, nakręcało się ją kluczykiem i jeździła w kółko po składanych torach. Nie było tam żadnych atrakcji - tunelu, rozjazdu itp., po prostu tory składane w koło.
Miałam tez plastikowy tor samochodowy, tez składany w owal - ten juz był z atrakcjami - samochód podjeżdżał pod górę, jechał bokiem na dwóch kołach, robił fikołka z wysokości - rzadko wtedy trafiał na swój tor jazdy, więc trzeba było mu "pomagać".
Moja była radziecka, jak większość moich zabawek.
Pamiętam jeszcze dwa pojazdy, jakie mieliśmy z bratem: samochód na pedały marki Moskwicz - kabriolet z plastikową szybą, trąbką-klaksonem z boku, a drugi to koń z zaprzęgiem w postaci doczepionego siodełka na kółkach, też na pedały. We wczesnych latach 70 tymi pojazdami wzbudzaliśmy u przechodniów nie lada zaciekawienie.
Pamiętam jeszcze dwa pojazdy, jakie mieliśmy z bratem: samochód na pedały marki Moskwicz - kabriolet z plastikową szybą, trąbką-klaksonem z boku, a drugi to koń z zaprzęgiem w postaci doczepionego siodełka na kółkach, też na pedały. We wczesnych latach 70 tymi pojazdami wzbudzaliśmy u przechodniów nie lada zaciekawienie.
- biały_delfin
- Administrator
- Posty: 1949
- Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45
Jeśli chodzi o zabawki to z tego co pamiętam miałem: Stara, Jelcza, Nysę dużą i kilka małych, Poloneza, Fiata 125p i 126p, Autobus Jelcza, całą serie małych Guliwerków, czołgi, okręt wojenny na baterie, pełno autek z kiosków Ruchu, serie samochodzików o nazwie (chyba) Żbik. Natomiast z zagranicznych zabawek w pamięci mam jeszcze Fiata 124 coupe Pico, Fiata X/9, 2 tory z samochodami wyścigowymi dwie ogromne wywrotki itp..
P.S. W sprawie Wartburga Piko: W okolicach 1987 a może 88 roku byłem z rodzicami w NRD przez całe 2 tygodnie pobytu polowałem na ten samochód ale bez powodzenia , w zamian rodzice kupili mi między innymi tor wyścigowy oraz olbrzymiego Tir'a.
Wartburga udało mi się w końcu namierzyć dopiero na wystawiew sklepie przy przekraczaniu granicy
P.S. W sprawie Wartburga Piko: W okolicach 1987 a może 88 roku byłem z rodzicami w NRD przez całe 2 tygodnie pobytu polowałem na ten samochód ale bez powodzenia , w zamian rodzice kupili mi między innymi tor wyścigowy oraz olbrzymiego Tir'a.
Wartburga udało mi się w końcu namierzyć dopiero na wystawiew sklepie przy przekraczaniu granicy
Ze zdalnie sterowanych zabawek produkcji "enerdefenu" pamietam tzw. "spycharko-wywrotkę" na gąsienicach (nie mylić z blaszanym buldożerem na kluczyk!) i czołg T-62 z obracaną wieżyczką. Oba miały pudełko z dwoma żółtymi guzikami i blaszaną dźwignię do zmiany kierunku, napędzane były płaską baterią.
Samochody miały kierowniczkę i działały na 2 baterie R20.
Z ciekawych zabawek pamietam też węgierską lokomotywę z uśmiechniętym maszynistą dzwoniącym dzwonkiem, odbijającą się od przeszkód i stukającą "kotłem".
Blaszany był także karabinek z błyskającą czerwoną lampką (kopia węgierskiej wersji "kałacha" z uchwytem z przodu).
Samochody miały kierowniczkę i działały na 2 baterie R20.
Z ciekawych zabawek pamietam też węgierską lokomotywę z uśmiechniętym maszynistą dzwoniącym dzwonkiem, odbijającą się od przeszkód i stukającą "kotłem".
Blaszany był także karabinek z błyskającą czerwoną lampką (kopia węgierskiej wersji "kałacha" z uchwytem z przodu).
Ten mój T-62 na pewno był produkcji enerdowskiej. Dołączali do niego dowódcę czołgu, bez nóg, z elastycznego plastiku. Wkładało sie go w wieżyczkę dowódcy (miała odchylaną klapkę). Oprócz tego była załączana do pudełka połowa lufy (nakładało się ją na tą część, która była już zamontowana w wieży - pewnie dlatego iż z całą lufą czołg nie mieściłby się w pudełku)) i dwie beczki, które instalowało się za pomocą gumek z tyłu kadłuba.
A jeszcze sobie przypomniałem o dystrybutorze benzyny (też PIKO). Z prawej strony była dźwignia za pomoca której nakręcało się sprężynę i zerowało zegar . Po naciśnięciu małego przycisku przy wężu dystrybutor wydawał dźwięki i miało się wrażenie, że tankuje.
Przypomniałem sobie też o niemeickich blaszanych zabawkach - samochodach: samochód strażacki (miały obracaną gondolę z sikawką do której nalewało się wody i naciskając pomkę gasiło pożary), oraz długi z naczepą na piasek (ten z kolei miał skręcane koła za pomoca dźwigni za kabiną szofera). Kolega miał z tej serii jakiś dźwig któremu mozna było odchylić kabinę jak w prawdziwej ciężarówce.
Za radzieckich pamietam pływającą amfibię z śrubką napędzającą z tyłu.
A jeszcze sobie przypomniałem o dystrybutorze benzyny (też PIKO). Z prawej strony była dźwignia za pomoca której nakręcało się sprężynę i zerowało zegar . Po naciśnięciu małego przycisku przy wężu dystrybutor wydawał dźwięki i miało się wrażenie, że tankuje.
Przypomniałem sobie też o niemeickich blaszanych zabawkach - samochodach: samochód strażacki (miały obracaną gondolę z sikawką do której nalewało się wody i naciskając pomkę gasiło pożary), oraz długi z naczepą na piasek (ten z kolei miał skręcane koła za pomoca dźwigni za kabiną szofera). Kolega miał z tej serii jakiś dźwig któremu mozna było odchylić kabinę jak w prawdziwej ciężarówce.
Za radzieckich pamietam pływającą amfibię z śrubką napędzającą z tyłu.
Ta dymiąca lokomotywa to już była chyba chińska produkcja. Jakieś ustrojstwo było pod kominem i robiło tą smużkę. Nie pamietam dobrze, bo bawiłem się nią tylko kilka godzin.Robi pisze:Dudzio pisze: Blaszany był także karabinek z błyskającą czerwoną lampką (kopia węgierskiej wersji "kałacha" z uchwytem z przodu).
Przpomniales mi ze tez taki mialem. Mialem tez lokomotywe ktora jak jechala to dymila , tylko nie pamietam w jaki sposob powstawal dym....
A propos zabawek to przypomniały mi się (wybaczcie - już skleroza jak teraz tego nie napiszę to zapomnę na wieki) małe samochodziki japońskie (jeszcze wtedy japończycy eksportowali zabawki) nakręcane u dołu korbką. Wyglądały jak modelik, a jechały bardzo szybko jakieś dwa metry. Były ponadto bardzo solidne. Moja wyścigówka wytrzymała dwa lata. Sprzedawano je w sklepach z zabawkami.