Artykuly spozywcze z dawnych lat
Moderatorzy: Robi, biały_delfin
Słyszałam tę historyjkę. Nigdy nie wiedziałam, ile w niej prawdy, ile anegdotki w stylu "miejskiej (tu akurat raczej wiejskiej) legendy" Inna historyjka tego typu to ta o rodzinie, której przysłano z Ameryki prochy dziadka, niestety list z objaśnieniem nie dotarł i rodzina sądziła, że to przyprawa do zupy i tak też używała
A jesli chodzi o bimber to wuja szwagier pedzil bimber w piwnicy i cos bylo nie tak bo nastapila ekplozja , cud ze przezyl , a ludziom we wsi mowili ze piec wybuch bo w weglu byl dynamit
A z chodzacych opowiesci to slyszalem historie jak facet przyszedl do domu po wyplacie , zona wziela koszule z kasa do prania , po praniu gosc suszyl pieniadze w lazience przypinajac je spinaczami do sznurka , przyszed sasiad zona mowi ze maz jest w lazience , wchodzi do lazienki i pyta co on robi a ten odpowiada ze swiezo wyprodukowane susza sie , sasiad wyszedl i po jakims czasie przyszla policja i pyta go gdzie ma maszynke do robienia pieniedzy a gosc odpowiada ze pozyczyl sasiadowi i sasiada zamkneli bo go nakryli jak pedzil bimber. Nie wiem ile w tym wszystkim prawdy.
A z chodzacych opowiesci to slyszalem historie jak facet przyszedl do domu po wyplacie , zona wziela koszule z kasa do prania , po praniu gosc suszyl pieniadze w lazience przypinajac je spinaczami do sznurka , przyszed sasiad zona mowi ze maz jest w lazience , wchodzi do lazienki i pyta co on robi a ten odpowiada ze swiezo wyprodukowane susza sie , sasiad wyszedl i po jakims czasie przyszla policja i pyta go gdzie ma maszynke do robienia pieniedzy a gosc odpowiada ze pozyczyl sasiadowi i sasiada zamkneli bo go nakryli jak pedzil bimber. Nie wiem ile w tym wszystkim prawdy.
- biały_delfin
- Administrator
- Posty: 1949
- Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45
Nie slyszalam nigdy,zeby ktos pedzil bimber w mojej okolicy.Wiekszosc chodzila po wódke do lokalnych dostawców,albo do sklepu.Najczesciej na kazdym osiedlu bylo pare osób zajmujacych sie sprzedaza alkoholu i do nich sie chodzilo po wódke.I nigdy nikt na nikogo nie doniósl,ale to pewnie ze strachu.Czesto za to wstawiano wino.
http://serialkatarzyna.ovh.org/ polska strona serialu Katarzyna
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
------------------------------------------------------------------------------------wilma pisze:Nie slyszalam nigdy,zeby ktos pedzil bimber w mojej okolicy.Wiekszosc chodzila po wódke do lokalnych dostawców,albo do sklepu.Najczesciej na kazdym osiedlu bylo pare osób zajmujacych sie sprzedaza alkoholu i do nich sie chodzilo po wódke.I nigdy nikt na nikogo nie doniósl,ale to pewnie ze strachu.Czesto za to wstawiano wino.
Jak ładnie nazwałaś: lokalnych "dostawców"
Gąsior z winem stał i u nas kilka razy. Kiedyś tata zrobił wino z pszenicy... Ale miało smak! A kolor! Przepiękny złocisty. Polecam.
- biały_delfin
- Administrator
- Posty: 1949
- Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45
Odnośnie bimbru, w PRL-u straszono takimi oto plakatami: http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/c40 ... 59c95.html
Czekolada Telesfor!Calkiem o niej zapomnialam,a tak mi smakowala!Robi nie znalazles gdzies zdjec starych opakowan po Bebiko?
http://serialkatarzyna.ovh.org/ polska strona serialu Katarzyna
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
Szkoda,bo te dzieci byly takie slodkie
http://serialkatarzyna.ovh.org/ polska strona serialu Katarzyna
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
Jeśli już o alkoholach mowa to obowiązkowo musiała być do popitki woda z syfonu.
Pamiętam wino Ciociosan i Cinzano - stało to cudo w barku z pół roku jak ktoś przyszedł to po kieliszeczku dla smaka.
U nas była popularna oranżada Karolinka z namalowaną dziewczynką w łowickiej zapasce.
Pamiętam jak mama zdobyła gdzieś dla moich małych kuzynów kaszkę mleczno-ryżową o smaku bananowym ja miałem wtedy z 14lat i od chyba 8 lat nie widziałem na oczy banana -jak to otworzyła i się zapach rozniósł to się z bratem dorwaliśmy do jedzenia tego.
A banany pamiętam z początku 80 lat w Centralu w Łodzi -takie żółciutkie i wisiały w takich wielkich jakby trzy-piętrowych kiściach - tak jak rosną na drzewie.
Pamiętam takie ciastka w bardzo długim opakowaniu, okrągłe posypane cukrem i wielkie kwadratowe wafle - teraz też są w sklepach ale jak się kiedyś wyszło z takim waflem to się zleciała od razu dzieciarnia i każdy chciał sobie kawałek ułamać
Pamiętam wino Ciociosan i Cinzano - stało to cudo w barku z pół roku jak ktoś przyszedł to po kieliszeczku dla smaka.
U nas była popularna oranżada Karolinka z namalowaną dziewczynką w łowickiej zapasce.
Pamiętam jak mama zdobyła gdzieś dla moich małych kuzynów kaszkę mleczno-ryżową o smaku bananowym ja miałem wtedy z 14lat i od chyba 8 lat nie widziałem na oczy banana -jak to otworzyła i się zapach rozniósł to się z bratem dorwaliśmy do jedzenia tego.
A banany pamiętam z początku 80 lat w Centralu w Łodzi -takie żółciutkie i wisiały w takich wielkich jakby trzy-piętrowych kiściach - tak jak rosną na drzewie.
Pamiętam takie ciastka w bardzo długim opakowaniu, okrągłe posypane cukrem i wielkie kwadratowe wafle - teraz też są w sklepach ale jak się kiedyś wyszło z takim waflem to się zleciała od razu dzieciarnia i każdy chciał sobie kawałek ułamać
O właśnie! Gumy do żucia! W kioskach dostępne były zwykłe: owocowa i mietowa. Owocowa miała żółty papierek, a miętowa zielony. Pakowane jako listki. Były twarde nawet po przezuciu jak koci ogon. Az szczęka bolała. Wyższa półka to były "Bolki i lolki" - też pakowane jako listki. Te juz były w miare miękkie, o owocowym smaku. Nafajniejsza była "Guma balonowa". Pakowana w srebrny papierek jak irysy. Od biedy dało się z niej puścić balonika.
Oczywiście królem był holenderski "Donald" firmy Maple Leaf. Kupowało się go w Peweksie w przezroczystych opakowaniach po dziesięć sztuk. z historyjkami. Co dziwne "Donald" był początkowo różowy, a potem tylko biały. Na sztuki był sprzedawany u "prywaciarzy" (kwiaciarnie, sklepy owocowo warzywne i targi). Były też gumy sprowadzane prywatnym importem zza miedzy: "Pedros" (czechosłowacka albo enerdowska - nie pamiętam, z chłopcem w kapeluszu) i węgierskie kulki pakowane w plastikowe przezroczyste opakowanie w kształcie policyjnej pałki, albo czekana. Z Jugosławii pochodziły gumy do żucia w kształcie papierosów pamietam "Imperial"). Były pakowane w pudełka po 20 sztuk. U nas sprzedawano je na sztuki. Taką gumę czasem ssało się z papierkiem cały dzień, bo szkoda było ją rozpakować. Będąc na wczasach w Trójmieście kupowaliśmy gumy w drażetkach - owocowe albo mietowe. Pakowane w przeezroczystą folię po pięć sztuk. Wiadomo tam zawsze zaopatrzenie było lepsze - przywozili je marynarze.
Oczywiście królem był holenderski "Donald" firmy Maple Leaf. Kupowało się go w Peweksie w przezroczystych opakowaniach po dziesięć sztuk. z historyjkami. Co dziwne "Donald" był początkowo różowy, a potem tylko biały. Na sztuki był sprzedawany u "prywaciarzy" (kwiaciarnie, sklepy owocowo warzywne i targi). Były też gumy sprowadzane prywatnym importem zza miedzy: "Pedros" (czechosłowacka albo enerdowska - nie pamiętam, z chłopcem w kapeluszu) i węgierskie kulki pakowane w plastikowe przezroczyste opakowanie w kształcie policyjnej pałki, albo czekana. Z Jugosławii pochodziły gumy do żucia w kształcie papierosów pamietam "Imperial"). Były pakowane w pudełka po 20 sztuk. U nas sprzedawano je na sztuki. Taką gumę czasem ssało się z papierkiem cały dzień, bo szkoda było ją rozpakować. Będąc na wczasach w Trójmieście kupowaliśmy gumy w drażetkach - owocowe albo mietowe. Pakowane w przeezroczystą folię po pięć sztuk. Wiadomo tam zawsze zaopatrzenie było lepsze - przywozili je marynarze.