Artykuly spozywcze z dawnych lat
Moderatorzy: Robi, biały_delfin
Wspomnienia stołówkowkowe zaczynają się od straszliwego smrodu przypalonego goracego mleka z kożuchem, w ramach "szklanki mleka" zapedzani byliśmy na dlugiej przerwie, jedynym sposobem niepicia tego paskudztwa bylo demonstracyjne spozycie jabłka na oczach wychowawczyni .
Makaron z truskawkami jako danie główne, kompot truskawkowy- rozmoknięte truskawki, wyprane ze smaku, zamiast truskawek rabarbar w sezonie. Kaszanka smażona taka rozbabrana na talerzu, czasami z ziemniakami lub pajda chleba. W dnie bezmiesne często było podawane do ziemniakow jajko sadzone. Kurczak skladał się wyłącznie z kości i skóry, zresztą jednym kurczakiem mogli wykarmić całą szkołę, był pokrojony na takie małe skrawki. Składniki mielonego to byla 98% bulki tartej plus coś tam jeszcze żeby bułka się kupy trzymała.
Ważny był też "entourage", czyli sposób podawania, czekanie w kolejce do okienka, uwagi dyżurnej nauczycielki (zapchajcie buzię jedzeniem i będźcie cicho) koledzy obrzydzający
jedzenie, "zakopywanie" twardej jak podeszwa pieczeni pod ziemniaki, zmuszanie
"niejadków" do zjedzenia "przynajmniej mięsa", hałas i zadziwiającą schludność w dniu nalotów sanepidu.
Makaron z truskawkami jako danie główne, kompot truskawkowy- rozmoknięte truskawki, wyprane ze smaku, zamiast truskawek rabarbar w sezonie. Kaszanka smażona taka rozbabrana na talerzu, czasami z ziemniakami lub pajda chleba. W dnie bezmiesne często było podawane do ziemniakow jajko sadzone. Kurczak skladał się wyłącznie z kości i skóry, zresztą jednym kurczakiem mogli wykarmić całą szkołę, był pokrojony na takie małe skrawki. Składniki mielonego to byla 98% bulki tartej plus coś tam jeszcze żeby bułka się kupy trzymała.
Ważny był też "entourage", czyli sposób podawania, czekanie w kolejce do okienka, uwagi dyżurnej nauczycielki (zapchajcie buzię jedzeniem i będźcie cicho) koledzy obrzydzający
jedzenie, "zakopywanie" twardej jak podeszwa pieczeni pod ziemniaki, zmuszanie
"niejadków" do zjedzenia "przynajmniej mięsa", hałas i zadziwiającą schludność w dniu nalotów sanepidu.
Oł fuuuuuj. Brat i tata pojechali kiedyś na wycieczkę do Krakowa. Mama zapakowała im kurczaka, który, kiedy go rozpakowywali zaczął się ruszać.... Tzn. nie on, a robaki,które zdążyłe się wylęgnąć w drodze.Robi pisze:Na szkolnej stolowce to zdarzaly sie cuda.
Mnie sie kiedys trafily golabki z larwa muchy plujki a jablko ktore bylo na deser mialo wydlubany palcem otwor , jak poszedlem reklamowac to mi je zabrano i nie dano drugiego...
Ja pamiętam herbatę nalewaną z wielkiego gara.
Larwa muchy plujki, to też białko przecież. Bardzo wartościowe dla młodego organizmu.
A co do kultury podawania? No cóż, była taka jak ówczesne czasy. Siermiężne i ubogie dla zdecydowanej większości. Ale za to Polska rosła w siłę. W końcu Bareja miał o czym kręcić filmy.
Poza tym było dużo przypadków okrajania porcji kosztem dzieci. Znam przypadek, kiedy kierowniczka jednego z przedszkoli wraz z rodziną (w tym duży pies) żywiła się za darmo na konto przedszkola - wszystko z porcji dla dzieciaków. Ale była "ustawioną" towarzyszką, mąż także, więc nikt im nie podskoczył.
Larwa muchy plujki, to też białko przecież. Bardzo wartościowe dla młodego organizmu.
A co do kultury podawania? No cóż, była taka jak ówczesne czasy. Siermiężne i ubogie dla zdecydowanej większości. Ale za to Polska rosła w siłę. W końcu Bareja miał o czym kręcić filmy.
Poza tym było dużo przypadków okrajania porcji kosztem dzieci. Znam przypadek, kiedy kierowniczka jednego z przedszkoli wraz z rodziną (w tym duży pies) żywiła się za darmo na konto przedszkola - wszystko z porcji dla dzieciaków. Ale była "ustawioną" towarzyszką, mąż także, więc nikt im nie podskoczył.
Ostatnio zmieniony 19 sty 2009, o 23:07 przez Dudzio, łącznie zmieniany 1 raz.
"ciężkie czasy!" westchnął sowiecki sołdat zdejmując zegar z wieży kościelnej
To oni przez Rzym jechali?Elle pisze: Oł fuuuuuj. Brat i tata pojechali kiedyś na wycieczkę do Krakowa. Mama zapakowała im kurczaka, który, kiedy go rozpakowywali zaczął się ruszać.... Tzn. nie on, a robaki,które zdążyłe się wylęgnąć w drodze.
"ciężkie czasy!" westchnął sowiecki sołdat zdejmując zegar z wieży kościelnej
Ja ze stołówkowych dań pamiętam, że smakowały mi pierogi leniwe z bułką tartą i cukrem. Do dziś je uwielbiam, co mojej babci i cioci wydaje się dziwne, że coś takiego można jeść (z kolei ze śmietaną nie lubię). Lubiłem też puree ziemniaczane i do tego sos. Na stołówce tej wówczas pierwszy raz jadłem zupę owocową i mi nie smakowała. Do dziś jest dla mnie niejadalna. Nieraz podawali chleb, który miał zapach perfum, uzywanych przez kelnerki, a w liściu sałaty można było znaleźć ślimaka. W sklepiku szkolnym sprzedawali prażynki, ale różniły sie one od tych co są dziś. Pakowane były w przezroczyste małe foliowe torebeczki i pierwsza wersja to były ziemniaczane solone płatki, a druga kratki o smaku smażonej ryby. Niestety znikły wyparte przez snaki i star chipsy.
A ja wcale nie jadałam na stołówkach.Jedyne uspołecznione jedzenie to były posiłki szpitalne podobne do tych opisanych przez was.Zatrułam się tylko raz sałatkami rybnymi.
http://serialkatarzyna.ovh.org/ polska strona serialu Katarzyna
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
Pirogi leniwe z bułką też bardzo lubię, ale bez cukru. Zresztą są tacy, którzy lubią też placki ziemniaczane z cukrem (w barach mlecznych była taka opcja). Ja uważam że albo coś jest słone, albo słodkie (z kilkoma wyjątkami). Tak już mam wyrobiony smak. Widać musiałem być karmiony w dzieciństwie jakimś słono-słodkim paskudztwem. Zresztą nie znosiłem tez surówki z podgotowanej czerwonej kapusty potem zaprawionej jakimś cukrem i octem, czy może wymieszanej z jakimś winnym jabłkiem. Do dziś mnie odrzuca na samą myśl.qba83 pisze:Ja ze stołówkowych dań pamiętam, że smakowały mi pierogi leniwe z bułką tartą i cukrem. Do dziś je uwielbiam, co mojej babci i cioci wydaje się dziwne, że coś takiego można jeść (z kolei ze śmietaną nie lubię). [...]
[...] W sklepiku szkolnym sprzedawali prażynki, ale różniły sie one od tych co są dziś. Pakowane były w przezroczyste małe foliowe torebeczki i pierwsza wersja to były ziemniaczane solone płatki, a druga kratki o smaku smażonej ryby. Niestety znikły wyparte przez snaki i star chipsy.
A te prażynki o smaku smażonej ryby to może wynik użycia do ich smażenia oleju przetworzonego wcześniej w smażalni rybek?
Te prażynki w postaci białych płatków to dzisiaj też można kupić. Są robione przez jakieś małe zakłady. Wtedy to był odpowiednik chipsów.
Innym takim produktem "przekąskowym" Był ryż dmuchany. Nie był solony. Skrzypiał jak styropian.
"ciężkie czasy!" westchnął sowiecki sołdat zdejmując zegar z wieży kościelnej
W szpitalnym jedzeniu największe męczarnie sprawia mi biały ser pod różnymi postaciami. Kwaśny jak zajzajer. W niektórych szpitalach zwany "białym szaleństwem". Już wolę jeść chleb z masłem.wilma pisze:A ja wcale nie jadałam na stołówkach.Jedyne uspołecznione jedzenie to były posiłki szpitalne podobne do tych opisanych przez was.Zatrułam się tylko raz sałatkami rybnymi.
A pasta rybna z jakichś wymieszanych makrelo-śledziowych zwłok to też osobny temat.
"ciężkie czasy!" westchnął sowiecki sołdat zdejmując zegar z wieży kościelnej