Artykuly spozywcze z dawnych lat
Moderatorzy: Robi, biały_delfin
No jasne - cebula i czosneczek musowo ))))
A do tego gulaszyk a w wypadku braku gulaszu - keczup, no ewentualnie smietana
No kielbasa tez byla w papierze, nie zaparzala sie w nim tak jak w plastkiu ....
Tu w Irlandii, za plastikowa torbe trzeba zaplacic - minimum 22 centy, co wydatnie ograniczylo chec do pakowania kazdej bzdziny w tworzywo sztuczne.
A do tego gulaszyk a w wypadku braku gulaszu - keczup, no ewentualnie smietana
No kielbasa tez byla w papierze, nie zaparzala sie w nim tak jak w plastkiu ....
Tu w Irlandii, za plastikowa torbe trzeba zaplacic - minimum 22 centy, co wydatnie ograniczylo chec do pakowania kazdej bzdziny w tworzywo sztuczne.
Teraz to tak naprawdę nie wiadomo co jest ekologiczne, a co nie. Zmienia się to w zależności od istniejącego lobby. Tzw. "ekologia" to często piękne słowo- wytrych. I często służy do nabijania kabzy cwaniakom. Ale... zostawmy to.Elle pisze: Szary papier - chociaż ekologicznie było!
"ciężkie czasy!" westchnął sowiecki sołdat zdejmując zegar z wieży kościelnej
Dla mnie tez jest dziwne jedzenie placków ziemniaczanych z cukrem. Kumpel kiedys sobie robił placki dodał soli, pieprzu, cebuli, a potem jadł je z cukrem. Powiedziałem, by frytki tez jadł z cukrem. Mój ojciec kiedyś kupił kaszankę, a był w niej kawałek świńskiej skóry z futrem. Inni kumple z kolei wyjadali larwy ze śliwek, mówiąc że to proteiny. Co najbardziej ohydne pamiętam, to jak byłem przeziębiony to dostawałem syrop z cebuli. Był słodki i strasznie obleśny. z czerwonej cebuli miał taki fioletowy kolor. Na samą myśl mi nie dobrze. Kumpel (ten sam co słodził placki) lubił też chleb maczany w wodzie i posypany cukrem, co wydawało mi się wstrętne. Matka opowiadała mi, że jak była mała, to dzieciaki często brały kromkę chleba, maczały ja pod kranem na dworze i posypywały cukrem. Paskudztwo.
Z wczesnych lat dziecięcych pamiętam, że znienawidzona była przeze mnie kasza gryczana (teraz zajadam ze smakiem) i jajka na twardo zwłaszcza, kiedy żółtko było już sine tragedia dla mnie. Już chyba wspominałam na forum ( a propos tematu wspomnienia przedszkolne), że zawsze wynosiłam te potrawy w kieszeni od fartuszka. A potem myk..pod krzaki, żeby nikt nie widział.
W mojej szkole jedzenie stołówkowe było pycha połowa klasy stołowała się w szkole mimo obiadóB w domu. babki gotowały ( i gotują nadal na weselach) mega smacznie.
Potrawka z kurczaka mniam, kluski łyżką kładzione mniam, pierogi ruskie mniam..barszcz ukraiński mniam, kapuśniak ze skwareczkami mniam...można by wiele wymieniać.
PS: Pamiętam, że tylko do naleśników z serem serwowano gorzką, zimną, czarną herbate i można było się nimi udusić. To tylko jeden mankament.
A tak na marginesie dadam, że uwielbiam klimat barów mlecznych i często do nich zaglądam.
W mojej szkole jedzenie stołówkowe było pycha połowa klasy stołowała się w szkole mimo obiadóB w domu. babki gotowały ( i gotują nadal na weselach) mega smacznie.
Potrawka z kurczaka mniam, kluski łyżką kładzione mniam, pierogi ruskie mniam..barszcz ukraiński mniam, kapuśniak ze skwareczkami mniam...można by wiele wymieniać.
PS: Pamiętam, że tylko do naleśników z serem serwowano gorzką, zimną, czarną herbate i można było się nimi udusić. To tylko jeden mankament.
A tak na marginesie dadam, że uwielbiam klimat barów mlecznych i często do nich zaglądam.
Z futrem? Może to było z dzika?qba83 pisze: Mój ojciec kiedyś kupił kaszankę, a był w niej kawałek świńskiej skóry z futrem. Inni kumple z kolei wyjadali larwy ze śliwek, mówiąc że to proteiny. Co najbardziej ohydne pamiętam, to jak byłem przeziębiony to dostawałem syrop z cebuli. Był słodki i strasznie obleśny. z czerwonej cebuli miał taki fioletowy kolor. Na samą myśl mi nie dobrze. Kumpel (ten sam co słodził placki) lubił też chleb maczany w wodzie i posypany cukrem, co wydawało mi się wstrętne. Matka opowiadała mi, że jak była mała, to dzieciaki często brały kromkę chleba, maczały ja pod kranem na dworze i posypywały cukrem. Paskudztwo.
O matko!
Też nie lubiłam, ale wierz mi, pitny czosnek który dostawałam, wywoływał u mnie wymioty za każdym razem (mama łyżkę mi do buzi, a ja po minucie:
Tak kiedyś dzieciaki robiły.
Nie wiem czy to była świnia czy dzik. Świnie też mają sierść, ale nie tak twardą i gęstą jak dziki. Ja odruch wymiotny miałem po tym jak mi kiedys babcia dała jakiś koktajl mleczny. Mój kuzyn je uwielbiał i babcia nie mogła zrozumieć jak mi to może nie smakować. Raz spróbowałem i po chwili zwracałem.
W mojej szkolnej stołówce barszcz wyglądał tak- centralnie na talerzu góra tłuczonych ziemniaków, taka wyspa się z nich robiła, a wokół - morze czerwonej zupy... mniam, zjadłbym!Natuś-77 pisze:Potrawka z kurczaka mniam, kluski łyżką kładzione mniam, pierogi ruskie mniam..barszcz ukraiński mniam, kapuśniak ze skwareczkami mniam...można by wiele wymieniać.
Akurat chlebek z woda i z cukrem (albo ze smietana i cukrem) to pysznosci. Moim skromnym zdaniem.qba83 pisze:Dla mnie tez jest dziwne jedzenie placków ziemniaczanych z cukrem. Kumpel kiedys sobie robił placki dodał soli, pieprzu, cebuli, a potem jadł je z cukrem. Powiedziałem, by frytki tez jadł z cukrem. Mój ojciec kiedyś kupił kaszankę, a był w niej kawałek świńskiej skóry z futrem. Inni kumple z kolei wyjadali larwy ze śliwek, mówiąc że to proteiny. Co najbardziej ohydne pamiętam, to jak byłem przeziębiony to dostawałem syrop z cebuli. Był słodki i strasznie obleśny. z czerwonej cebuli miał taki fioletowy kolor. Na samą myśl mi nie dobrze. Kumpel (ten sam co słodził placki) lubił też chleb maczany w wodzie i posypany cukrem, co wydawało mi się wstrętne. Matka opowiadała mi, że jak była mała, to dzieciaki często brały kromkę chleba, maczały ja pod kranem na dworze i posypywały cukrem. Paskudztwo.