Artykuly spozywcze z dawnych lat

Moderatorzy: Robi, biały_delfin

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Dudzio
Posty: 1567
Rejestracja: 20 mar 2007, o 11:01
Lokalizacja: z Nienacka

Post autor: Dudzio » 9 lis 2007, o 14:25

mutant pisze:Jeszcze były kubańskie pomarańcze. Takie bardziej żółtozielone. One były łatwiej dostępne, przynajmniej w pierwszej połowie lat 80.


A, pamiętam te owoce od Fidela Castro ale to był produkt "pomarańczopodobny", miały bardzo grube błony i były kwaśne.
Natomiast w penym momencie pojawiły się grejpfruty, i fakt były łatwiej dostepne, bo ludzie początkowo nie znali tego produktu. Uważali je za dziwne, gorzkawe cytrynopomarańcze. Ja się nimi zajadałem, bo kolejek po nie nie było, ale w ciągłej sprzedaży też trudno było kupić. Po prostu były, znikały i potem po długi czasie się znowu pojawiały. Do tanich też nie należały.

Awatar użytkownika
Eryk75
Posty: 1468
Rejestracja: 12 paź 2007, o 13:53
Lokalizacja: Bytom

Post autor: Eryk75 » 9 lis 2007, o 15:41

Przypomniałem sobie ostatnie "bezproblemowe" zakupy bananów, dokonane razem z mamą na moim osiedlu. To musiał być rok 1979 lub 1980, już wtedy musiały być kłopoty z kupnem tych owoców, bo dziwiłem się, że można kupić banany bez żadnych kolejk i że w ogóle są w sprzedaży. Mój młodszy brat na taki luksus już się nie załapał :D , pierwszego banana jadł w wieku 5 lat, za bardzo nie chciał go jeść, bo nie wiedział co to jest, trzeba go było mocno do tego przekonywać :wink: .
Pamiętam jak rodzice przynosili całe zgrzewki bobo frutów, były wtedy kapslowane, po 1981 były trudno dostępne, jeśli się nie mylę to były przeznaczone wyłącznie dla małych dzieci.
Odnośnie pomarańczy itp., z reguły w okresie przedświątecznym w DTV pojawiała się informacja o przypłynięciu do portów Trójmiasta lub Szczecina statków z owocami cytrusowymi.

Awatar użytkownika
wilma
Posty: 1455
Rejestracja: 31 maja 2007, o 13:29

Post autor: wilma » 9 lis 2007, o 16:54

Bobo fruty dostawalo sie chyba na recepte,albo jakies zaswiadczenie podobnie jak mleko w proszku.A co do tych statków z owocami to pamietam,jak szwagier pracujacy w stoczni zawsze przynosil owoce i inne artykuly,które zdobywali niezawsze w legalny sposób.Tak robili i w porcie i w stoczni.
http://serialkatarzyna.ovh.org/ polska strona serialu Katarzyna
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona

Awatar użytkownika
Elle
Posty: 2178
Rejestracja: 7 cze 2007, o 18:15
Lokalizacja: Białystok

Post autor: Elle » 9 lis 2007, o 16:57

Dudzio pisze: [b]Banany były owocem najtrudniej dostępnym[/b].
Oczywiście były miejsca gdzie można je było kupić prawie zawsze np. na Bazarze Różyckiego w Warszawie, ale ceny były horrendalne.
O takich owocach jak kiwi nie mieliśmy pojęcia. Kolega w 1990 r. pojechał do pracy i w Paryżu kiedy zobaczył kiwi na straganie myślał, że to jakieś dziwne ziemniaki :lol:
Winogrona, brzoskwinie i arbuzy pojawiały się też z rzadka w lecie, kiedy akurat przyszedł transport z Bułgarii i "rzucili". Od razu ustawiały się do nich spore kolejki
.
---------------------------------------------
A'propos bananów, to kiedy mój brat stryjeczny wrócił w 1987 z Londynu, przywiózł banany i kiedy jednego jadłam, to tak się wyszczerzyłam z radości, że aż wstyd. :oops: :lol: Kiedyś banany bardzo mi smakowały. Teraz już nie. :o
Nie pamiętam u mnie cytrusów z bazaru, ale pewnie też były. Ja też pamiętam nietypowe owoce, które wzbudzały nieufność. Kiedyś moja mama przywiozła z wycieczki do ZSRR churmę: wyglądało jak brzoskwinia, ale bez mechatej skórki i miało inny smak. W ZSRR po raz pierwszy jadłam granaty. 8)
Kiedyś udało mi się kupić arbuza. Miałam 13 lat i byłam z siebie bardzo dumna. :D :lol:

Awatar użytkownika
Elle
Posty: 2178
Rejestracja: 7 cze 2007, o 18:15
Lokalizacja: Białystok

Post autor: Elle » 9 lis 2007, o 17:01

wilma pisze: Bobo fruty dostawalo sie chyba na recepte,albo jakies zaswiadczenie podobnie jak mleko w proszku.A co do tych statków z owocami to pamietam,jak szwagier pracujacy w stoczni zawsze przynosil owoce i inne artykuly,które zdobywali niezawsze w legalny sposób.Tak robili i w porcie i w stoczni.
-----------------------------------------
Moja mama miała dostęp do Bobo frutów, więc piłam je częściej niż inne dzieci. :wink:
Wilmo, jednak na Wybrzeżu miało się więcej profitów i łatwiej było o luksusowy towar, jak widzę. :lol:

Awatar użytkownika
biały_delfin
Administrator
Posty: 1949
Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45

Post autor: biały_delfin » 9 lis 2007, o 17:39

A pamiętacie pomarańczowy ser przywożony z paczek z ameryki ? (taki żółty ser)

Dudzio pisze:elikt dawnej epoki. Takie "perełki" trzeba pielęgnować. :lol: Pomyśl jak by było, gdyby specjalnie otwarto taki peerelowski sklep z peerelowskimi produktami w ówczesnych opakowaniach, itp. Myślę, że dużo ludzi z sentymentu zaczęłoby tam robić zakupy. :lol:
Obowiązkowo z komitetem kolejkowym. :lol:
A co do sentymentu. Ludzie są po prostu przekorni i mają krótka pamięć, stąd się biorą te wszystkie sentymenty i opowieści, że kiedyś było lepiej. Gdyby postali kilka godzin w kilkusetmetrowej kolejce, potem się trochę pościskali (w latach 70. mojej cioci w sklepie mięsnym w kolejce złamali żebra), to by im od razu przeszło. Ale cóż, niedawno ktoś na jakimś forum stwierdził, że przyjechał po 25 latach do Polski i wtedy jedzenie w sklepach było lepsze niż dzisiaj. Eeeech...


Chyba organizowali już takie takie happeningi, tylko żeby jeszcze były "interaktywne" :D
"On l'appelle OUM le Dauphin ... "
Biały Delfin UM (piosenka)
Fragment filmu

Awatar użytkownika
Eryk75
Posty: 1468
Rejestracja: 12 paź 2007, o 13:53
Lokalizacja: Bytom

Post autor: Eryk75 » 9 lis 2007, o 18:15

[A pamiętacie pomarańczowy ser przywożony z paczek z ameryki ? (taki żółty ser)



Oczywiście, stałem w kolejce parę razy za tym serem pomarańczowym :D . Nie można go było kroić w cieńsze plasterki tylko grubsze, bo był za miękki, w smaku nie był zły jak pamiętam. Poza tym był pewną nowością ze względu na swoją kolorystykę :lol:. Z darów też było masło solone, chyba z Finlandii. To masło było w takich dużych bryłach, z których sprzedawczynie wycinały kawałki.

Awatar użytkownika
Elle
Posty: 2178
Rejestracja: 7 cze 2007, o 18:15
Lokalizacja: Białystok

Post autor: Elle » 9 lis 2007, o 18:23

Eryk75 pisze: Poza tym był pewną nowością ze względu na swoją kolorystykę :lol:.

---------------------------------------------------------
Ser był w darach dla kościoła, z tego co ja pamiętam. Kolor robił wrażenie. :lol:

Robi
Moderator
Posty: 2379
Rejestracja: 23 gru 2004, o 23:10
Lokalizacja: Bełchatów

Post autor: Robi » 9 lis 2007, o 19:42

Z darow najlepiej lubilem slodycze , teraz te same mozna kupic normalnie w sklepie. Pamietam jak zajadalem sie owocowymi Nimmami , ktore do dzisiaj lubie. Takie paczki przychodzily nie tylko do kosciola , moja babcia pracowala na wiejskiej poczcie i czesto przychodzly paczki od rodzin z zagranicy. Babcia gdy zanosila taka paczke komus to czesto dostawala cos w prezencie.
A tego pomaranczowego sera to nie lubilem , bardziej smakowaly mi PRL-owskie sery :)

Awatar użytkownika
Dudzio
Posty: 1567
Rejestracja: 20 mar 2007, o 11:01
Lokalizacja: z Nienacka

Post autor: Dudzio » 9 lis 2007, o 19:43

Do produkcji Bobo Frutów wykorzystywano m.in. importowaną pulpę bananową w 100 litrowych beczkach. Beczki były żółto niebieskie i miały to sławne owalne niebieskie logo z napisem Chiquita. Czasem ktoś sobie załatwił taka pustą beczkę i używał jej jako zwykłej beczki na różne rzeczy. U kolegi, w garażu ojca, taka stała. Zawsze kojarzyła mi się z nieosiągalnymi bananami, bo pamietałem tą naklejkę z tych kilku bananów, które udało mi się zjeść w dzieciństwie. Sam pomysł bobo frutów był opracowywany z udziałem lekarzy pediatrów. Mnie najbardziej smakował bananowo dyniowo marchwiowy. Mama czasem kupowała mi buteleczkę w Delikatesach. W pierwszej połowie lat 70. były dostępne bez ograniczeń, ale były drogie (coś około 7 zł za malutka buteleczkę - kilogram cukru 10,50). Dla swojego syna musiałem już "załatwiać" po znajomości.
Pamietam też reklamy Bobo Vita (przecierów mięsno-jarzynowych dla niemowląt), które wisiały w przychodniach zdrowia.

Awatar użytkownika
Dudzio
Posty: 1567
Rejestracja: 20 mar 2007, o 11:01
Lokalizacja: z Nienacka

Post autor: Dudzio » 9 lis 2007, o 19:49

Robi pisze:Z darow najlepiej lubilem slodycze , teraz te same mozna kupic normalnie w sklepie. Pamietam jak zajadalem sie owocowymi Nimmami , ktore do dzisiaj lubie. Takie paczki przychodzily nie tylko do kosciola , moja babcia pracowala na wiejskiej poczcie i czesto przychodzly paczki od rodzin z zagranicy. Babcia gdy zanosila taka paczke komus to czesto dostawala cos w prezencie.
A tego pomaranczowego sera to nie lubilem , bardziej smakowaly mi PRL-owskie sery :)
Pamiętam jak na obozie sportowym kolega położył na stole zachodnią margarynę, którą dostał od księdza za rozładowywanie TIRA z darami. W głowie mi sie nie mieściło, że margaryna mogła tak smakować i że można jej używać do smarowania chleba.
Nasza, dostępna w sklepach była nie do jedzenia. O smarowaniu pieczywa można było zapomnieć. Po prostu była ohydna. Co najwyżej nadawała się do wypieków, ale i tak np. w masie do tortów od razu było czuć, że robiono ją na bazie margaryny. Moja mama zawsze do robienia wszelkich mas używała masła, a margaryny nie chciała znać.
Podobnie z olejem rzepakowym. Śmierdział rybami.

Awatar użytkownika
Elle
Posty: 2178
Rejestracja: 7 cze 2007, o 18:15
Lokalizacja: Białystok

Post autor: Elle » 9 lis 2007, o 19:53

Ja z darów bardzo dobrze zapamiętałam cytrynowy płyn do mycia naczyń z nowatorską zakrętką, ale pierwsze spotkanie z tym płynem nie było dla mnie miłe. :roll: :lol:

Robi
Moderator
Posty: 2379
Rejestracja: 23 gru 2004, o 23:10
Lokalizacja: Bełchatów

Post autor: Robi » 9 lis 2007, o 21:03

Znajoma opowiadala mi jak dziadek kazal jej myc zeby pasta z darow ktora wogole nie chciala sie pienic , pozniej sie okazalo ze to byl krem do rak

Awatar użytkownika
Elle
Posty: 2178
Rejestracja: 7 cze 2007, o 18:15
Lokalizacja: Białystok

Post autor: Elle » 9 lis 2007, o 21:14

Skądś to znam. :|
Ten płyn do mycia naczyń tata wypróbował na mojej głowie. :lol:

Awatar użytkownika
biały_delfin
Administrator
Posty: 1949
Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45

Post autor: biały_delfin » 10 lis 2007, o 00:28

zapamiętałam cytrynowy płyn do mycia naczyń z nowatorską zakrętką
Rodzina przywiozła nam proszek z zagranicy. Mama po staremu wycięła otworek nożyczkami w pudełku. okazało się z trzeba zdrapać pair pod którym była blaszka, którą się zamykało i otwierało otworek

Znajoma opowiadala mi jak dziadek kazal jej myc zeby pasta z darow ktora wogole nie chciala sie pienic , pozniej sie okazalo ze to byl krem do rak
Czytałem kiedyś w książce Jerzego Kosińskiego o tym jak rosyjski profesor uciekł do Ameryki w czasach głębokiej komuny. lubił gotować i opowiada znajomemu "wiesz bardzo lubię tę mielonkę w puszkach z rysunkiem psa (!) u nas w Rosji też były takie z szynką z rysunkiem pieska." :D
(chodziło o żarcie dla psów, ale o tym gość nie wiedział bo tam u ruskich rzeczywiście było (rzadko) mięso dla ludzi, tyle ze w podobnym opakowaniu) :D
"On l'appelle OUM le Dauphin ... "
Biały Delfin UM (piosenka)
Fragment filmu

ODPOWIEDZ