Artykuly spozywcze z dawnych lat
Moderatorzy: Robi, biały_delfin
Mam jeszcze dokładnie taką samą puszkę po wedlowskim kakao, tą odżywkę dla niemowląt pamiętam, młodszy brat ją dostawał. Sery topione z nieśmiertelnym cheddarem, ementalerem i tylżyckim . Pierwszy raz widzę, żeby ser tylżycki był w tamtym czasie z jakimiś dodatkami. Zresztą wtedy te sery topione wychodziły mi bokiem, jadło się je na okrągło, bo nie było dużego wyboru.
Ja pamiętam sznurek w herbatniku, muchę w oranżadzie, niedopałek papierosa w kupnym garmażeryjnym gołąbku, obcięty paznokieć w paszteciku drobiowym i kawałek szkła w kiełbasie. Zetknąłem się z tymi rzeczami organoleptycznie.Eryk75 pisze: Niestety, dawniej takie "wsady-niespodzianki" w różnych produktach bywały za darmo.
Wtedy obce przedmioty znajdowane w wiktuałach to był niekończący się i bardzo wdzięczny temat dla dziennikarzy ( wtedyto były afery, gdzie im do dzisiejszych ! ). W programach telewizyjnych i w prasie pokazywano i opisywano a to mysz w butelce z piwem, a to kawałek blachy, kulkę łożyskową albo gwóźdź w jakimś chlebie, czy konserwie itd. itp.
"ciężkie czasy!" westchnął sowiecki sołdat zdejmując zegar z wieży kościelnej
Dudzio pisze: Ja pamiętam sznurek w herbatniku, muchę w oranżadzie, niedopałek papierosa w kupnym garmażeryjnym gołąbku, obcięty paznokieć w paszteciku drobiowym i kawałek szkła w kiełbasie. Zetknąłem się z tymi rzeczami organoleptycznie.
Nie tylko wtedy znajdowało się takie rzeczy w produktach. Też organoleptycznie trafiłam na jedną mało przyjemną rzecz.
Oj to ja jeszcze kilka lat temu w Kielcach trafilem do baru mlecznego jakby przeniesionego z czasow socjalizmu. Straszna kolejka, obsluga bardzo opryskliwie odnoszaca sie do klientow a talerze z obiadem prawie rzucane na bufet z chamskim okrzykiem "prosze". Nalesniki mialem zimne a w zupie mi plywal prusak . No ale chyba nie mialem czego wymagac bo za obiad zaplacilem 2,50
a ja bardzo chętnie wchodze do takich lokali rodem z PRL-u. przyciąga mnie tam właśnie nostalgia. " dwa razy mielony, proszeeeeeeę". niestety jest ich coraz mniej. pamiętam kiedys kabaret dudek miał piosenkę, że jak się skończy kryzys, to będa musieli zrobić coś w rodzaju skansenu dla tych którzy nie mogą życ bez kryzysu. nie myslałem że ja będę jednym z nich.
może i tak było, kto to wie.
Pamietam jak znajoma mamy pracujaca kiedys na garmazu opowiadala,ze w czasie mielenia miesa do maszyny wpadla mysz.Oczywiscie nikt sie tym nie przejal i mysz zostala zmielona.Jakos nie pamietam zadnych wsadów w produktach spozywczych.A do barów nikt z nas nie chodzil.Mama jako mloda dziewczyna w barze mlecznym dostala stonke w potrawie,co ja calkowicie odrzucilo od tego typu gastronomii.
http://serialkatarzyna.ovh.org/ polska strona serialu Katarzyna
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
Pamiętam to pokazywanie w TV albo prasie rozmaitych znalezisk z artykułów spozywczych (o czym wspomniał Dudzio). Zwłaszcza jedno utkwiło mi w pamięci - pokazywany w TV chleb z "nadzieniem" w postaci upieczonego szczura. Tak mna to wstrząsnęło, że przez długi czas potem miałam dziwne obawy, gdy napoczynałam bochenek chleba. No i druga makabreska, juz z późniejszych lat (ta pierwsza była jeszcze z czasów, gdy także "za chlebem" trzeba było stać) - gdzies w poczatku lat 90, czyli w poczatkowym okresie naszego kapitalizmu (to istotne w toku dalszej opowieści) w przetwórni działajacej w naszym mieście jedna z pracownic straciła kawałek palca, wpadł do takiej wielkiej maszyny z klopsami czy gołąbkami. Nie przyznała się, bo bała się, że właściciel obciąży ją kosztami za straty, przestój w produkcji itd. Po jakimś czasie wybuchła afera, bo jakiś mieszkaniec drugiego końca Polski znalazł w słoiku część palca z paznokciem, po nalepce stwierdzono, gdzie te gołąbki czy klopsy zrobiono, no i znalezienie pracownicy z obcietym palcem nie było już trudne. I tak wszystko się wydało.
Prawie.To byly jakies pierogi.Nie wiem w jaki sposób sie tam dostala.Chyba,ze Amerykanie zrzucili stonke nad barem mlecznym To byl rok 58.
http://serialkatarzyna.ovh.org/ polska strona serialu Katarzyna
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
Wy się śmiejcie, ale po tamtych czasach zostało mi obrzydzenie do wszelkich jakichś kostek, chrząstek, pestek czy innych twardych rzeczy, które skądinąd mają prawo znaleźć się w jedzeniu. Znalezienie czegoś takiego zupełnie psuje mi apetyt i z reguły potem albo "męczę" jakąś potrawę, albo odstawiam.
"ciężkie czasy!" westchnął sowiecki sołdat zdejmując zegar z wieży kościelnej
- biały_delfin
- Administrator
- Posty: 1949
- Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45
no, brakuje jeszcze misek przykręcanych do stolikaDudzio pisze:Ja pamiętam sznurek w herbatniku, muchę w oranżadzie, niedopałek papierosa w kupnym garmażeryjnym gołąbku, obcięty paznokieć w paszteciku drobiowym i kawałek szkła w kiełbasie. Zetknąłem się z tymi rzeczami organoleptycznie.Eryk75 pisze: Niestety, dawniej takie "wsady-niespodzianki" w różnych produktach bywały za darmo.
Wtedy obce przedmioty znajdowane w wiktuałach to był niekończący się i bardzo wdzięczny temat dla dziennikarzy ( wtedyto były afery, gdzie im do dzisiejszych ! ). W programach telewizyjnych i w prasie pokazywano i opisywano a to mysz w butelce z piwem, a to kawałek blachy, kulkę łożyskową albo gwóźdź w jakimś chlebie, czy konserwie itd. itp.
Ach Dudziu, nie trzeba PRL-u, żeby znaleźć takie wsady. Ja kilka lat temu skusiłam się na salcesonik (chociaż wcześniej tego nienawidziłam, w przeciwieństwie do mojego taty, ale chciałam spróbować), no i mój ząb trafił na świński ząb. Na szczęście swojego nie połamałam i nie połknęłam tego paskudztwa.Dudzio pisze:Wy się śmiejcie, ale po tamtych czasach zostało mi obrzydzenie do wszelkich jakichś kostek, chrząstek, pestek czy innych twardych rzeczy, które skądinąd mają prawo znaleźć się w jedzeniu. Znalezienie czegoś takiego zupełnie psuje mi apetyt i z reguły potem albo "męczę" jakąś potrawę, albo odstawiam.