miejskie legendy

Moderatorzy: Robi, biały_delfin

Awatar użytkownika
smok_teodor
Posty: 111
Rejestracja: 5 mar 2009, o 13:58

Post autor: smok_teodor » 6 mar 2009, o 22:29

Dudzio pisze:
Eryk75 pisze:Prezerwatywy, ówczesne erosy, jak je wtedy nazywano, miały być dziurawione przez sprzedawczynie w kioskach. :lol:
Nazywały się "Eros alfa" albo "Eros Ol Ex". Panie w kioskach nie sprzedawały dzieciom.
Zależy komu :wink: Mnie i moim kolegom z klasy sprzedawały :lol: Posiadanie erosów było wtedy szpanerskie :mrgreen: Oczywiście, nie służyły nam do celów, do których były przeznaczone (no, ewentualnie do przymierzenia :cool: - byliśmy wtedy już w okresie dojrzewania), ale przede wszystkim do nadmuchiwania, tudzież podrzucania w jakieś miejsce, a następnie obserwowania reakcji innych. Pamiętam, że jak jechaliśmy autobusem do muzeum, jeden z kolegów wyjął z kieszeni zawiązanego erosa z jakąś cieczą przypominającą to, co powinno w niej być (a może i sam ją zapełnił, tym co trzeba, nie wiadomo :grin: ) i położył na siedzeniu. Stojąc obok obserwowaliśmy reakcje osób wsiadających do autobusu. Każdy robił dziwną minę, po czym stawał, a miejsce z erosem było puste. Na którymś z rzędu przystanku wsiadła staruszka w chuścinie z dwoma siatami, która... zrzuciła ręką erosa na podłogę autobusu i zajęła miejsce :mrgreen:

Inna sytuacja: wracałem z księgarni na Nowym Mieście. Potem przeszedłem się kawałek przez park i wsiadłem na pętli do autobusu 175. Nad ostatnimi schodkami poczciwego Ikarusa wisiały uchwyty (takie a'la skórzane) do trzymania się. Na jednym z nich ktoś (nie ja :roll: ) powiesił zużytego erosa (piszę "zużytego", ponieważ był z zawartością). Autobus ruszył. Wsiadający ostatnimi drzwiami patrzyli na ową "ozdobę" (jedni ze zdziwieniem, drudzy z uśmieszkiem pod nosem), aż w końcu na Nowym Świecie wsiadł podpity facet.
Patrzy się, patrzy, ledwo trzymając się poręczy, aż w końcu na cały autobus rozgłasza swój komentarz: "Ten autobus to b**del na kółkach! Na poręczach kondomy wiszą!" :lol:

Awatar użytkownika
Eryk75
Posty: 1468
Rejestracja: 12 paź 2007, o 13:53
Lokalizacja: Bytom

Post autor: Eryk75 » 13 mar 2009, o 11:20

Na moim osiedlu (więc to bardziej legenda osiedlowa, niż miejska), w połowie lat osiemdziesiątych krążyła dość mrożąca krew w żyłach opowiastka. Tuż pod moim blokiem trwały prace budowlane, w każdym razie potrzebna do nich była smoła, którą przechowywano w kilku blaszanych beczkach. W jednej z nich powierzchnia smoły zastygła w kształcie przypominającym główkę kapelusza, ponadto na powierzchni smoły we wszystkich beczkach widoczne były dziurki, powstałe podczas stygnięcia. Dlatego też wśród dzieci na osiedlu chodziły słuchy, że pracujący przy tej budowie robotnicy to mordercy, którzy po nocach łapią ludzi, wsadzają do beczek i żywcem zalewają gorącą smołą. Kształt przypominający kapelusz miał być właśnie kapeluszem jakiegoś nieszczęśliwca, którego niedokładnie zalano, natomiast owe dziurki na powierzchni dowodem, że w ostatnich sekundach ofiary ponurych robotników usiłowały oddychać w tej smole. :lol:

Awatar użytkownika
Dudzio
Posty: 1567
Rejestracja: 20 mar 2007, o 11:01
Lokalizacja: z Nienacka

Post autor: Dudzio » 14 mar 2009, o 11:25

Obok mojego osiedla przez dłuższy czas był teren po starej cegielni. Z cegielni pozostał tylko samotny, ceglay komin i wielkie doły będące pozostałościami po gliniankach i jakieś fundamenty po budynkach. Legenda głosiła, ze w kominie mieszka wampir i ma własna radiostację. Obok była jakaś stara szopa, czy stodoła, gdzie miał przetrzymywać swoje ofiary. Antenę radiostacji było widać na szczycie komina. W rzeczywistości był to po prostu pręt odgromnika. A fundamenty po cegielnianych budynkach miały być z kolei resztkami bunkrów. :lol:
Komin wysadzono w powietrze gdzieś pod koniec lat 70.
"ciężkie czasy!" westchnął sowiecki sołdat zdejmując zegar z wieży kościelnej

Awatar użytkownika
Eryk75
Posty: 1468
Rejestracja: 12 paź 2007, o 13:53
Lokalizacja: Bytom

Post autor: Eryk75 » 14 mar 2009, o 11:47

juka pisze:A, i z innych legend pamiętam jeszcze mrożące krew w żyłach historie o odkopywanych tuż po pogrzebach nieboszczykach w celu okradzenia ich (najczęściej to były młode kobiety pochowane w pięknych sukniach i właśnie te suknie miano kraść), potem osoba zakładająca taką suknię miała się skaleczyć fiszbinami (suknie nie wiedzieć czemu miały być ślubne) i przez to zarazić trupim jadem i paść martwa - najczęściej na swoim weselu. :shock:
Mnie przypomina się podobna legenda, która krążyła w latach 80 i miała na celu odstraszanie ludzi od kupowania w komisach z artykułami przywiezionymi z "Zachodu" i nie tylko. Pewna kobieta szykująca się do zamążpójścia, kupiła sobie w komisie suknię ślubną. Kiedy ją na siebie zakładała, skaleczyła się haftką czy zamkiem. Po krótkim czasie zmarła... Okazało się, że owa suknia była ukradziona z grobu (zdjęta ze zwłok), a śmierć tej kobiety spowodowała obecność trupiego jadu na owej sukni.

Awatar użytkownika
Misiek :)
Posty: 366
Rejestracja: 12 paź 2006, o 07:18
Lokalizacja: Miastko

Post autor: Misiek :) » 9 maja 2009, o 08:04

Pamiętacie dowcipy i opowiastki na temat Lońki Breżniewa? Jedną z nich opowiedział Gierek w "Przerwanej dekadzie"(bodajże) jak to Lońka pijany i naładowany prochami dyrygował śpiewającymi międzynarodówkę :twisted:
Zawsze uważałem tą opowięść troszeczkę za gatunek fantasy-fiction, bo Gierek później lubił troszeczkę poubarwiać. A tu proszę - Jaka niespodzianka :!: :mrgreen:
http://www.youtube.com/watch?v=v3rFxektijk

Awatar użytkownika
biały_delfin
Administrator
Posty: 1949
Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45

Post autor: biały_delfin » 9 maja 2009, o 10:37

dobre :mrgreen: zresztą oni wszycy chlali jak świnie, po kim ma to kwachu.
pewnie to była tajemnica ścisłe strzeżona prze lata :grin:
"On l'appelle OUM le Dauphin ... "
Biały Delfin UM (piosenka)
Fragment filmu

Awatar użytkownika
Misiek :)
Posty: 366
Rejestracja: 12 paź 2006, o 07:18
Lokalizacja: Miastko

Post autor: Misiek :) » 9 maja 2009, o 11:07

Tak, jak w komentarzu - nikt nie przypuszczał że to ktokolwiek sfilmował :mrgreen:
Dobrze ze są ludzie którzy potrafią pobawić się w śledczych :cool:

Delfinie, w ramach bonusu - jeśli nawet tylko troszkę znasz/pamiętasz rosyjski -MIŁEJ ZABAWY :twisted: http://www.youtube.com/watch?v=Z5P1mue4 ... re=related

Tu się dopiero dzieje :twisted:
Przy okazji można porównać co zarejestrowali amerykanie, a co z tego puścili rosjanie :twisted:

Awatar użytkownika
Eryk75
Posty: 1468
Rejestracja: 12 paź 2007, o 13:53
Lokalizacja: Bytom

Post autor: Eryk75 » 9 maja 2009, o 11:18

Opis owego popisu Breżniewa w dziennikach M. F. R.

"Dziś po południu w Sali Kongresowej zaczął się VII zjazd partii. Gierek wygłosił długi bo prawie czterogodzinny, referat. Zjazd rozpoczął się od rewelacyjnego popisu Leonida Breżniewa. A było to tak: kiedy Gierek stał za stołem prezydialnym i wygłaszał przemówienie powitalne, z pierwszego rzędu poderwał się Breżniew, wszedł na mównicę ustawioną dwa metry przed prezydium i zaczął stukać w mikrofony. Zwracając się do Gierka, powiedział nie rabotajut. Co było zgodne z prawdą ponieważ w tym czasie nie były jeszcze włączone. Gierek kontynuował mowę powitalną, przerywaną okrzykami sali i oklaskami. Gdy Gierek skończył orkiestra zaczęła grać "Międzynarodówkę", ktorą podchwyciła sala. Ku zdumieniu wszystkich, Breżniew pozostał na mównicy i... zacząl dyrygować machając rękami. Żenujące widowisko które mogło skłonić do różnych refleksji. W połowie "Międzynarodówki" nasz wielki gość zrezygnowal z dyrygowania. Nastąpiła ceremonia powołania Prezydium Zjazdu. Breżniew zasiadl w nim obok Honeckera, Husaka i Żiwkowa. Gierek wygłaszał referat. Siedziałem w amfiteatrze i podobnie jak wielu innych przyglądałm się ze zdumieniem temu, co za plecami Gierka zaczął wyprawiać gość. Wpierw wyciągnął z kieszeni świecidełko i pokazal je swoim kolegom [podobno był to zegarek]. Usłyszałem jak swoim sznaps barytonem powiedział GDR [NRD]. Później zaczął coś pisać na kartkach i pokazywał to Husakowi i Żiwkowowi, który wszystkie te kartki pakował do kieszeni. W pewnej chwili zauważyłęm że Breżniew wykonuje ruch ręką "oddaj to" i usłyszałem dawaj. Żiwkow jednak nie oddał. Takie zabawy trwały przez cały referat Gierka. Breżniew wciąż głośno rozmawiał [podobno powiedzial też pod adresem Gierka: czto on goworit? Eto nie tak] i był bardzo ożywiony. W czasie przerwy niektórzy moi koledzy orzekli że był pijany jak bela. Inni wątpili. Na delegatach z prowincji popisy sekretarza generalnego KPZR wywarły jak najgorsze wrażenie.

Zjazd trwa. W kuluarach komentuje się wczorajsze popisy Breżniewa. Okazuje się że dzisiaj chodził po korytarzach okalającyh salę, rozdawał autografy i pytal napotkane osoby ile według nich waży. Odpowiadano że 70 kg. Prostował że 80. Zachowuje się jak błazen. Olszowski z którym rozmawiałem na jego temat twierdzi że B. nie był pijany, że jest na środkach dopingujących. Skóra człowiekowi cierpnie, gdy pomyśli że taki człowiek decyduje o pokoju światowym".

Awatar użytkownika
Misiek :)
Posty: 366
Rejestracja: 12 paź 2006, o 07:18
Lokalizacja: Miastko

Post autor: Misiek :) » 11 maja 2009, o 05:31

Wybacz Eryku że nigdy jakoś nie zaczytywałem się wypocinami ostatniego Pierwszego ;) :mrgreen:
Chociaż pewnie w odróżnieniu od Gierka czy Jaroszewicza wspomnienia spisywał sam - w końcu był dziennikarzem przez dużą część życia :)

Co do Breżniewa, to chodziły słuchy, że już od końca lat 60 był tylko barwną fasadą, a w rzeczywistości o "pokoju światowym" decydował ówczesny szef KGB Jurij Andropow (późniejszy następca). Sam Breżniew miał chorować na całą gamę chorób psychicznych, i jak chcą niektórzy, był przykładem wielkich postępów radzieckiej medycyny - zwłaszcza w dziedzinie transplantologii :twisted:
W materiale, który dałem jako drugi widać bardzo ładnie, że bez kartki był bezradny ...
Na psychotropach ciężko się samemu myśli ... podobno :twisted:

Awatar użytkownika
Dudzio
Posty: 1567
Rejestracja: 20 mar 2007, o 11:01
Lokalizacja: z Nienacka

Post autor: Dudzio » 11 maja 2009, o 09:53

Na początku lat 80. i w stanie wojennym krążyła w drugim obiegu książka pt. "Plac Czerwony". Kryminalno-sensacyjna akcja toczyła się wśród sowieckich elit władzy. Wg niej, o ile sobie przypominam, Breżniew tylko świetnie udawał zniedołężniałego i zdemenciałego kalekę, aby w pełni kontrolować sytuację. No ale to już literacka pomysłowość autora. Inna sprawa, ze wielu zadawało sobie wtedy pytanie jak taka jarzyna mogła rządzić całym imperium.
Ponadto wtedy było dużo dowcipów na temat Lońki i jego kondycji, których treści już nie pamiętam.
"ciężkie czasy!" westchnął sowiecki sołdat zdejmując zegar z wieży kościelnej

Awatar użytkownika
Eryk75
Posty: 1468
Rejestracja: 12 paź 2007, o 13:53
Lokalizacja: Bytom

Post autor: Eryk75 » 11 maja 2009, o 16:15

Dudzio pisze:Na początku lat 80. i w stanie wojennym krążyła w drugim obiegu książka pt. "Plac Czerwony".
Czyżby chodziło o tą książkę :wink:
Obrazek

Awatar użytkownika
Dudzio
Posty: 1567
Rejestracja: 20 mar 2007, o 11:01
Lokalizacja: z Nienacka

Post autor: Dudzio » 11 maja 2009, o 19:18

Zapewne tak, tylko drukowana w drugim obiegu miała wygląd mało atrakcyjny (jakaś szara tekturowa okładka drukowana na powielaczu).
"ciężkie czasy!" westchnął sowiecki sołdat zdejmując zegar z wieży kościelnej

Awatar użytkownika
Natuś-77
Posty: 781
Rejestracja: 21 lis 2006, o 15:50
Lokalizacja: Wroclaw

Post autor: Natuś-77 » 12 maja 2009, o 07:55

Obecnie dzieciaki też mają swoje legendy :grin: Jedną z nich opowiedział mi mój 9-letni bratanek i to w dodatku w kościele. Myślałam, że ze śmiechu umrę i będę musiała wyjść z kościoła.
Kościół parafialny został niedawno w środku odnowiony i myślę, że ta legenda zrodziła się całkiem niedawno. Chodzi o to, że pod sklepieniem umocowana jest potężna lampa wisząca na kilkunastometrowym kablu. W miejscu gdzie jest montowana powstał otwór o mniej więcej 10 cm średnicy. Mój bratanek w wielkiej powadze zaczął mi tłumaczyć, że niedawno złodzieje próbowali okraść kościół dostając się właśnie tą dziurą :lol: :lol: Próbowałam mu przedstawić argumenty, że ta dziura jest strasznie mała, że można by było jedynie rękę włożyć. Był nieugięty. Legenda przechodziła z ust do ust dziecięcych podczas rekolekcji wielkopostnych. :cool:

Awatar użytkownika
Lewantynka
Posty: 7
Rejestracja: 26 mar 2009, o 11:49

Post autor: Lewantynka » 14 maja 2009, o 12:42

Ja też a propos słynnych "Erosów". Na początku lat osiemdziesiątych nie mieliśmy jako siedmio-ośmioletnie grzdyle problemu z ich zakupem w kiosku Ruchu. Ja chyba wcale nie miałam pojęcia, jakie jest ich prawdziwe przeznaczenie. Najlepiej służyły w podwórkowych wojnach napełniowe wodą jako granaty. I tak bym pewnie jeszcze długo szczęśliwie obrzucała bym się nimi z osiedlową brygadka, gdyby nie mrożąca krew w żyłach opowieść, jaka rozniosła się po osiedlu.
Otóż okazało się, że w niektórych z tych granatów może się znajdować tajemny płyn, który po rozbryzgnięciu się pod nogami dziewczynki nieodzownie spowoduje ciążę zakończoną urodzeniem dziwacznego monstrum w potwornych bólach. Przerażona przestałam chodzić do szkoły w spódnicy, żeby choć trochę zmniejszyć ryzyko zajścia w ciążę. Ale długo jeszcze nieufnie rozglądałam się na boki, czy nie czai się w okolicy jakiś typ z "Erosem" w ręku.

No ale potwierdza się, że w każdej legendzie jest ziarnko prawdy :mrgreen:

Awatar użytkownika
Shepard
Posty: 24
Rejestracja: 14 maja 2009, o 11:05
Lokalizacja: Resovia
Kontakt:

Post autor: Shepard » 14 maja 2009, o 14:24

Było? Jeśli nie to polecam:

Legendy Miejskie

Masa materiału - głównie zagramanicznych historii (ale brzmiących niezwykle znajomo :mrgreen: ). Jest też dział poświęcony polskim klimatom... czarna Wołga, Anna Jantar i inni...

S.
Diabeł tkwi w szczegółach, a szczegóły... umkną naszej uwadze jeżeli ich nie odnajdziemy w porę :-)

ODPOWIEDZ