U mnie w liceum chodziło się palić za transformator, który stał na skraju boiska. Na jego ścianie widniał rysunek typa z wielkim nochalem i biegnącym od ust "dymkiem" z napisem "Smoking club".
Nauczyciele oczywiście wiedzieli, ale większości nie chciało się tam zapuszczać. Gdy któryś niebezpiecznie się zbliżał, następował popłoch.
Natomiast w podstawówce palenie było taką zbrodnią, jak obecnie stosowanie poważniejszych używek - pamiętam, jak kiedyś przyłapano kilku chłopaków z ósmej klasy na paleniu w ubikacji i była z tego koszmarna awantura, chciano ich przenieść do innej szkoły, a jakby było wolno, to może i by ich wywalono...
He, jeszcze mi się przypomniało, jak była jakaś szkolna dyskoteka i koleżanki bodaj nawet z mojej klasy wpuściły przez okno jakichś swoich znajomych, którzy narobili lekkiego bigosu (nie pamiętam dokładnie, ale nie było to nic bardzo złego, albo po prostu zdążono ich szybko wyrzucić), a potem pani dyrektor grzmiała na apelu, że "Na dyskotece w ósmej A były
elementy".
"Zmarszczył brwi w zamyśleniu, wybierając śrubę ocynkowaną".