wspomnienia z przedszkola
Moderatorzy: Robi, biały_delfin
- Syriusz Falcon
- Posty: 611
- Rejestracja: 16 lut 2010, o 19:42
- Kontakt:
Pamiętam wielki wózek drewnianych klocków . Jak pani go wysypywała każdy rzucał sie aby zagarnąć do siebie jak najwięcej . A potem wspólnie budowalismy wieżę aż do nieba . były to autentyczne drewniane klocki w ksztalcie prostokątów i kwadratów różnej wielkości . Obecnie chyba nierealne żeby cos takiego kupić .
Można kupić niemieckie drewniane klocki w okrągłym kubełku - widziałam w SMYKU. Osobiście kupiłam je młodemu.Syriusz Falcon pisze:Pamiętam wielki wózek drewnianych klocków . Jak pani go wysypywała każdy rzucał sie aby zagarnąć do siebie jak najwięcej . A potem wspólnie budowalismy wieżę aż do nieba . były to autentyczne drewniane klocki w ksztalcie prostokątów i kwadratów różnej wielkości . Obecnie chyba nierealne żeby cos takiego kupić .
W moim przedszkolu największym powodzeniem cieszyły się tzw. "mostki"- te pomarańczowe elementy na zdjęciu. Mieliśmy 4 wózki z klockami i co sprytniejsi koledzy ukrywali wszystkie "mostki" w jednym- ustawionym najbliżej ściany. Gdy wiekszość grupy toczyła walkę o trzy najbliższe pojemniki oni spokojnie dzielili się zdobycząSyriusz Falcon pisze:Pamiętam wielki wózek drewnianych klocków . Jak pani go wysypywała każdy rzucał sie aby zagarnąć do siebie jak najwięcej . A potem wspólnie budowalismy wieżę aż do nieba . były to autentyczne drewniane klocki w ksztalcie prostokątów i kwadratów różnej wielkości . Obecnie chyba nierealne żeby cos takiego kupić .
- Syriusz Falcon
- Posty: 611
- Rejestracja: 16 lut 2010, o 19:42
- Kontakt:
Cytuję za panią Katarzyną Anną Weiss w książce "Gra w kapsle":
"Czasami mamy leżakowanie pod kwarcówką. Trzeba zakładać śmieszne czarne okulary na gumce i rozebrać się do majtek. To takie małe słoneczko." (str. 44).
Spotkaliście się z czymś takim?? Robiłam wielkie oczy, jak to przeczytałam.
Autorka pochodzi ze Śląska więc może ktoś to przeżył a po prostu zapomniał.
Autorka wspomina też podwieczorki "kisiel z jabłkiem (błeee...) albo z bananami".
Potem wspomina też mandarynki, które dzieci dostają do górników z okazji Barbórki. "W paczkach jest czekolada i mandarynki, z których łatwo schodzi skórka, i jeszcze dużo cukierków w kolorowych papierkach. Są też śmieszne zielone pomarańcze." (str.53)
Na Śląsku to było dobrze, ja jeszcze kilka lat po autorce nie widziałam na oczy mandarynek ani bananów.
Autorka pisze też w książce o zakończeniu nauki w przedszkolu, o poczęstunku przygotowanym przez panie "truskawki z cukrem i śmietaną! i soczek (napój firmowy?) w szklankach przyozdobionych cukrowym szronem" oraz o dyplomach "ze zdjęciem i frędzelkami "oraz o piórnikach, które dzieci dostały w prezencie " plastikowe piórniki, które głośno grzechoczą przy każdym ruchu. W piórnikach są kredki i obsadki do piór, a także w osobnej małej przegródeczce specjalne stalówki do tych obsadek." (str.63)
U mnie zakończenie było, tańczyliśmy krakowiaka, były mamy, które się temu przyglądały. Impreza była w świetlicy. Były dyplomy z frędzelkami, ale bez zdjęć. No i chyba nie było poczęstunku.
"Czasami mamy leżakowanie pod kwarcówką. Trzeba zakładać śmieszne czarne okulary na gumce i rozebrać się do majtek. To takie małe słoneczko." (str. 44).
Spotkaliście się z czymś takim?? Robiłam wielkie oczy, jak to przeczytałam.
Autorka pochodzi ze Śląska więc może ktoś to przeżył a po prostu zapomniał.
Autorka wspomina też podwieczorki "kisiel z jabłkiem (błeee...) albo z bananami".
Potem wspomina też mandarynki, które dzieci dostają do górników z okazji Barbórki. "W paczkach jest czekolada i mandarynki, z których łatwo schodzi skórka, i jeszcze dużo cukierków w kolorowych papierkach. Są też śmieszne zielone pomarańcze." (str.53)
Na Śląsku to było dobrze, ja jeszcze kilka lat po autorce nie widziałam na oczy mandarynek ani bananów.
Autorka pisze też w książce o zakończeniu nauki w przedszkolu, o poczęstunku przygotowanym przez panie "truskawki z cukrem i śmietaną! i soczek (napój firmowy?) w szklankach przyozdobionych cukrowym szronem" oraz o dyplomach "ze zdjęciem i frędzelkami "oraz o piórnikach, które dzieci dostały w prezencie " plastikowe piórniki, które głośno grzechoczą przy każdym ruchu. W piórnikach są kredki i obsadki do piór, a także w osobnej małej przegródeczce specjalne stalówki do tych obsadek." (str.63)
U mnie zakończenie było, tańczyliśmy krakowiaka, były mamy, które się temu przyglądały. Impreza była w świetlicy. Były dyplomy z frędzelkami, ale bez zdjęć. No i chyba nie było poczęstunku.
- biały_delfin
- Administrator
- Posty: 1949
- Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45
- gumisio
- Administrator
- Posty: 552
- Rejestracja: 20 paź 2006, o 20:37
- Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki
- Kontakt:
Dawno mnie nie było co ?
Na razie nie chcę się zatapiać w swoje wspomnienia ... niewykluczone, że to zrobię. Chciałbym aby niektórzy z Was - bo wiem że już jesteśmy dorośli a niektórzy to mają już swoje dzieci - opisali jak teraz wyglądają przedszkola ... czy coś się zmieniło w stosunku do tego co kiedyś przeżywali, inne sale, inne zabawki ... inny sposób nauczania ?
Ciekawi mnie to .... Piszcie ....
Nie chcę zakładać już innego tematu by nie śmiecić już na forum ...
Na razie nie chcę się zatapiać w swoje wspomnienia ... niewykluczone, że to zrobię. Chciałbym aby niektórzy z Was - bo wiem że już jesteśmy dorośli a niektórzy to mają już swoje dzieci - opisali jak teraz wyglądają przedszkola ... czy coś się zmieniło w stosunku do tego co kiedyś przeżywali, inne sale, inne zabawki ... inny sposób nauczania ?
Ciekawi mnie to .... Piszcie ....
Nie chcę zakładać już innego tematu by nie śmiecić już na forum ...
http://dubbing.pl - encyklopedia polskiego dubbingu
http://www.nostalgia.pl - portal twojego dzieciństwa
http://www.nostalgia.pl - portal twojego dzieciństwa
Zmieniło się wszystko - zabawki, o jakich kiedyś w ogóle się nie śniło, wyposażenie sal itd. A także dzieci... współczuję wszystkim paniom z przedszkoli Jeszcze kilkanaście, ba, kilka lat temu było inaczej. Mam czasami (nie)przyjemność bywać w takim przybytku - a dokładniej to w szkolnej zerówce. Jak to wygląda? Człowiek wkracza między bezstresowo wychowywane towarzystwo, które wcale go nie zauważa, bo (z małymi wyjątkami) zajmuje się wrzeszczeniem, wzajemnym szarpaniem i ogólnie mówiąc, różnymi "naparzankami". Zwracam się więc do nich - oczywiście, żadnej reakcji. Powtarzam jeszcze raz, drugi, kolejny. Dalej bez efektów. Podnoszę więc głos, część reaguje, reszta dalej nic. Trzeba powtarzać, efekty znów niezadowalające. Nie ma wyjścia, muszę huknąć, wydawałoby się, że wszyscy zamilkną, choćby z zaskoczenia, ale są tacy, na których to wrażenia nie robi. Tak więc osiągamy jako taki spokój (o absolutnej ciszy nie ma co marzyć), w każdym razie spokój jest taki, że mój głos się przebija. Usiłuję w ciągu kilkunastu sekund (bo na dłużej się nie skupią) przekazać jakieś polecenie. Oczywiście, część nie zamierza się do niego stosować, powtarzam więc jeszcze raz i jeszcze raz. Zdecydowana większość już słucha, ale jest kilku opornych, którzy mnie przekonują: "A ja chcę...", muszę więc perswadować każdemu po kolei, że nie interesuje mnie, co on chce (każdy z nich oczywiście chce coś innego), a ważne jest to, czego chcę ja. Stopniowo pasują, ale jeszcze jakiś usiłuje mnie przekonać: "A ja w domu to mogę...", więc znowu tłumaczenie, że nie jest w domu, nie on tu rządzi itp. Uff! Jakoś ich opanowałam, oczywiście nie na długo, za chwilę zabawa zaczyna się od nowa. Po godzinie z takimi "rozkosznymi" przedszkolaczkami idę do "rozwydrzonych" gimnazjalistów i czuję się jak na wczasach .
PS. Być może w przedszkolach, do których dzieci chodzą od małego jest lepiej, są bardziej "zresocjalizowane", do zerówki trafiają dzieciaki, które do tej pory siedziały w domach z babciami, ciociami itp. i najczęściej nimi rządziły . Podobno z każdym miesiącem trochę się docierają i jest trochę lepiej, ale jakoś nie marzę o tym, żeby to sprawdzać
PS. Być może w przedszkolach, do których dzieci chodzą od małego jest lepiej, są bardziej "zresocjalizowane", do zerówki trafiają dzieciaki, które do tej pory siedziały w domach z babciami, ciociami itp. i najczęściej nimi rządziły . Podobno z każdym miesiącem trochę się docierają i jest trochę lepiej, ale jakoś nie marzę o tym, żeby to sprawdzać
- Syriusz Falcon
- Posty: 611
- Rejestracja: 16 lut 2010, o 19:42
- Kontakt:
Znalazłem ciekawą stronę jest tam wiele zdięć z dawnego przedszkola polecam - http://www.zabawkiprl.pl/photo_gallerie ... fotografie
Nigdy nie można być pewnym , co w naszej pamięci jest ważne.
-
- Posty: 46
- Rejestracja: 9 sty 2011, o 19:57
- Lokalizacja: Kraków/UK
Kolejna cenna dla nas i naszych wspomnień strona! Fantastycznie!
Moje przedszkole - mieściło się w bloku, w jednym z mieszkań na parterze (teraz tam jest normalne mieszkanie, ale zawsze jak tamtędy przechodzę to widzę swoje przedszkole) -
to wieszaki z kolorowymi znaczkami w szatni (pamiętam, że ja chciałam strasznie mieć konika, kotka lub pieska a dostałam coś innego),
to wspaniały dla mnie (do tej pory mi nie przeszło) smak wielkich bułek na parze z marmoladą w środku,
to oczekiwanie na czas, kiedy będzie kakao...muszę się tu przyznać do czegoś...ja uwielbiałam wtedy, hmmm, KOŻUCHY, które się robiły na kakao ( bo byly takie słodkie i czekoladowe... ) i moje koleżanki od stolika mi je chętnie oddawały ze swoich kubeczków
Pmiętam maski wycięte z brystolu - większość to zwierzątka - na kijkach, do zabawy w teatrzyk,
no i psa jednej z przedszkolanek - rudego cocker spaniela. Jak ja strasznie chciałam, by mi pozwoliła wziąć go na spacer na smyczy! Pewnego dnia marzenie się ziściło, potrzymałam gto chwilkę na smyczy, jaka byłam szczęśliwa i dumna! Mama też była wychowawczynią w przedszkolu wtedy (ale nie mojej grupy) i znała panią od spaniela i załatwiła mi potrzymanie psa na smyczy...
Tak w ogóle to ja byłam bardzo spokojnym dzieckiem, można powiedzieć, że nieśmiałym i lubiłam leżakowanie, jaki spokój wtedy był!
Moje przedszkole - mieściło się w bloku, w jednym z mieszkań na parterze (teraz tam jest normalne mieszkanie, ale zawsze jak tamtędy przechodzę to widzę swoje przedszkole) -
to wieszaki z kolorowymi znaczkami w szatni (pamiętam, że ja chciałam strasznie mieć konika, kotka lub pieska a dostałam coś innego),
to wspaniały dla mnie (do tej pory mi nie przeszło) smak wielkich bułek na parze z marmoladą w środku,
to oczekiwanie na czas, kiedy będzie kakao...muszę się tu przyznać do czegoś...ja uwielbiałam wtedy, hmmm, KOŻUCHY, które się robiły na kakao ( bo byly takie słodkie i czekoladowe... ) i moje koleżanki od stolika mi je chętnie oddawały ze swoich kubeczków
Pmiętam maski wycięte z brystolu - większość to zwierzątka - na kijkach, do zabawy w teatrzyk,
no i psa jednej z przedszkolanek - rudego cocker spaniela. Jak ja strasznie chciałam, by mi pozwoliła wziąć go na spacer na smyczy! Pewnego dnia marzenie się ziściło, potrzymałam gto chwilkę na smyczy, jaka byłam szczęśliwa i dumna! Mama też była wychowawczynią w przedszkolu wtedy (ale nie mojej grupy) i znała panią od spaniela i załatwiła mi potrzymanie psa na smyczy...
Tak w ogóle to ja byłam bardzo spokojnym dzieckiem, można powiedzieć, że nieśmiałym i lubiłam leżakowanie, jaki spokój wtedy był!
Basiu, przez chwilę myślałam że chodziłyśmy do tego samego przedszkola! Bo moje też mieściło się w bloku
Ojej, jak ja lubiłam tam chodzić! Rano - śniadanie, przeważnie bułki z dżemem. I kawa zbożowa. Kiedyś poszukiwałam własnie takiej, ale smaku z tamtych lat już sie nie odnajdzie...
Pamiętam spacery, ustawialiśmy się w pary
No i czekanie na podwieczorek, każdy zgadywał co tam smacznego dziś będzie
I czekanie na rodziców około 14-15...
Ojej, jak ja lubiłam tam chodzić! Rano - śniadanie, przeważnie bułki z dżemem. I kawa zbożowa. Kiedyś poszukiwałam własnie takiej, ale smaku z tamtych lat już sie nie odnajdzie...
Pamiętam spacery, ustawialiśmy się w pary
No i czekanie na podwieczorek, każdy zgadywał co tam smacznego dziś będzie
I czekanie na rodziców około 14-15...
Mila
Ja za przedszkolem nie przepadałam, ale za to bardzo lubiłam chodzić na półkolonie w klubie "Kopernik", który także mieścił się wówczas w bloku - zdaje się, że były to dwa połączone mieszkania. No, ale to już w czasie szkoły. Natomiast moje przedszkole było daleko od domu, mama musiała mnie wozić autobusem,i ogólnie nie mam z niego zbyt miłych wspomnień. Jakoś zapisały mi się w pamięci te najbardziej traumatyczne. Z zerówki też
"Zmarszczył brwi w zamyśleniu, wybierając śrubę ocynkowaną".