Wspomnień z przedszkola mam bez liku, nawet mam przebłyski mojego żłobka. mam potwierdza wiele szczegółów przez mnie zapamiętanych. A więc..ze żłobka pamietam szatnie i taki wielki stół, który zamiast blatu miał paski parciane w kolorze khaki. Sadzało się na nim malucha i przebierało. Po przeciwnej stronie stał taki stół biały drewniany z przegródkami, w których mieściło sie jedno dziecko i wtedy sie go tam sadzało i też ubierało. Poza tym jadło sie z misek emaliowanych takich nakrapianych jakby kaszką manną. Pamiętam jeszcze rowerek Balbinka na 3 kółkach, którym można było jeździć po olbrzymiej sali (wtedy mi się taka wydawała). I zapamiętałam jeszcze, gdzie mieściła się wózkownia, tzn. gdzie stał mój wózek, którym rodzice mnie przywozili do żłobka.
Moje przedszkole nr 3 było najpiękniejszym miejscem na ziemi.. Był to olbrzymi (na tamte czasy) poniemiecki budynek otoczony zewsząd zielenią, kasztanowcami. Mieliśmy olbrzymi plac zabaw, obok było boisko i plac, na którym zawsze stawiano cyrk i karuzele. Zawsze dostawaliśmy bezpłatne bilety do cyrku i na karuzele.
Jedzenie w przedszkolu to była rozkosz dla podniebienia. Wszyscy moi znajomi, którzy kończyli to przedszkole to potwierdzają. Pierogi..barszczyk, pasta z jajka i kawa z mlekiem. tego nie da się zapomnieć.
Nie lubiłam tylko jajek na twardo, zsiniałe żółtko lądowało u mnie w kieszonce od fartucha a potem..myk..na placu zabaw zakopywałam je. To samo było z kaszą gryczaną, która wtedy nie chciał mi przejść przez gardło.
Dodatkowo miałam ten przywilej, który niestety nie trwał długo, że w przedszkolu tym pracowała moja mama i byłam jedną z kilkorga dzieci, które wychodziły do domu, jako ostatnie, ale..mieliśmy dzięki temu ulubione zabawki tylko dla siebie. Moim była jakaś taka fujarka a~la VIOLA, która leżała zawsze na szafce zielonej i musiałam przystawiać krzesło, żeby ją stamtąd ściągnąć.
Piosenek pamietam bez liku..Jeśli chcecie mogę się podzielić swoją wiedzą.