To zupełnie odwrotnie, niż ja.Robi pisze:Nigdy nie lubilem chodzic do szkoly i powrotow nie wspominam najlepiej, ale teraz jak wychodze z domu i czuje ta jesien juz w powietrzu to zawsze kojarzy mi sie to z powrotem do szkoly


Moderatorzy: Robi, biały_delfin
To zupełnie odwrotnie, niż ja.Robi pisze:Nigdy nie lubilem chodzic do szkoly i powrotow nie wspominam najlepiej, ale teraz jak wychodze z domu i czuje ta jesien juz w powietrzu to zawsze kojarzy mi sie to z powrotem do szkoly
W tym przypadku się mylisz, bo zwyczaj obdarowywania pierwszoklasistów słodyczami odnotowano po raz pierwszy w dwudziestoleciu międzywojennym. Tyty dostawały wówczas od rodziców tylko dzieci z zamożnych, mieszczańskich rodzin. Etnografowie przypuszczają, że jest to zwyczaj niemieckiej proweniencji. Po wojnie ten zwyczaj upowszechnił się na wszystkie grupy społeczne.Dudzio pisze:Jak pokazuje przykład szkoły Eryka z rogiem obfitości "nowe świeckie tradycje" wtedy były w rozkwicie.
Wszystko trzeba było załatwiać we własnym zakresie, czyli trzeba było ystać słodycze w kolejkach, nawet z tytami był problem, bo je też objął niedobór i trzeba było ją załatwiać od znajomych.Dudzio pisze:Eryku zastanawiam się, czy te słodycze rogu to były na kartki. Czy szkoła pomagała je zdobyć rodzicom? Bo przecież w 82 roku bida była straszna w sklepach. I wyroby czekoladopodobne.
Tradycja nie zanika i ma się bardzo dobrze.juka pisze:Nie znałam tego zwyczaju z cukierkami, ale bardzo sympatyczny. Eryku, czy on nadal funkcjonuje na Śląsku?
A to przepraszam. Niestety moje korzenie są kongresówkowo - galicyjskie, a nawet jeszcze bardziej na wschód (zesłania), więc o tym nic nie słyszałem. Przepraszam i posypuje głowę popiołem. To fajna sprawa, że taki stary zwyczaj istnieje i ma się dobrze. Myślałem, że to jakiś wymysł ówczesnych specjalistów od nowych tradycji ( a byli i działali - choćby świeckie "chrzty"). Choć wystarczyło pogłówkować i pomyśleć - słodycze od rodziców? W tamtych czasach? Toż to musiał być jakiś kołtuńsko - burżuazyjny wymysłEryk75 pisze:W tym przypadku się mylisz, bo zwyczaj obdarowywania pierwszoklasistów słodyczami odnotowano po raz pierwszy w dwudziestoleciu międzywojennym. Tyty dostawały wówczas od rodziców tylko dzieci z zamożnych, mieszczańskich rodzin. Etnografowie przypuszczają, że jest to zwyczaj niemieckiej proweniencji. Po wojnie ten zwyczaj upowszechnił się na wszystkie grupy społeczne.Dudzio pisze:Jak pokazuje przykład szkoły Eryka z rogiem obfitości "nowe świeckie tradycje" wtedy były w rozkwicie.
W sprawie tyty nie ma nic do powiedzeniaDudzio pisze:Swoją drogą ciekaw jestem, czy tyta (dobrze ?) to tylko śląski zwyczaj, czy też istniał na innych polskich ziemiach, będących kiedyś pod silnym wpływem kulturowym niemieckiego mieszczaństwa.
Z moich terenów (Ziemia Lubuska) niemieckie mieszczaństwo raczej wyniosło się zanim zdołało przekazać coś ze swojej kultury, więc tyty nie znałamDudzio pisze:Swoją drogą ciekaw jestem, czy tyta (dobrze ?) to tylko śląski zwyczaj, czy też istniał na innych polskich ziemiach, będących kiedyś pod silnym wpływem kulturowym niemieckiego mieszczaństwa.
Ja mam jeszcze trochę zeszytów, ale może w weekend, jak będę robiła porządki w szafach, to je odgrzebię i coś wkleję.Eryk75 pisze:Co roku "na początku szkoły" obiecywałem sobie, że w tym roku to hoho! Że lekcje będę odrabiał zaraz po szkole, a dopiero potem włóczyć się po osiedlu...że będę pisał starannie i moje zeszyty będą starannie prowadzone i nie bedzie w nim żadnych luk do zupełnienia... I rzeczywiście,pierwsze strony z reguły były wypieszczone, a potem mi przechodziło aż do następnego września, kiedy sobie mówiłem, że tym razem...
Co jak co ale Pomorze zawsze było pod silnymi wpływami niemieckimi,Gdansk,Neustadt(Wejherowo) a o tytach pierwszy raz słyszę.Dudzio pisze:Swoją drogą ciekaw jestem, czy tyta (dobrze ?) to tylko śląski zwyczaj, czy też istniał na innych polskich ziemiach, będących kiedyś pod silnym wpływem kulturowym niemieckiego mieszczaństwa.