Tak się zastanawiam... co by tu mądrego wkleić. To dobre, tamto lepsze... jak to ze słynnym osiołkiem
I w sumie myślę, że tak: dla mnie najbardziej w centrum tarczy pozostanie chyba jednak Lista Przebojów Trójki. Za całokształt, ale UWAGA! - do roku około 1986, no... może 87.
Od czopątku czyli 1982.
Do dziś jak słyszę instrumentalną wersję "Look of Love" ABC - wzruszam się jak stary siennik...
Tyle emocji i wrażeń! I to POLOWANIE z ARIĄ (jakoś zawsze bardziej lubiłem szpulaki, mam tak do dziś
) na taki czy inny kawałek... i dreszcz emocji: załapie się cały? nie przesteruje?? nie spierniczy odbioru Pan Edek z naprzeciwka??? (miał skurczybyk krótkofalową radiostację, i właził czasem z nienacka w eter!
)
Albo na ten przykład Sylwajster Anno Domini 1985 i ... „One Night In Bangkok” Murray Head! Prowadził wieczór Kaczkowski, było wszystko co trza: szampan i dziewczyny… (no… eeee… JEDNA ). A rok się dopiero zaczynał. Czekało nas przecież: “If a Was” w solowej karierze wokalisty Ultravox (Spoko: Vienna powaliła mnie nie mniej skutecznie wcześniej
), „Kayleigh” Marillion, „Perfect Strangers” Deep Purple no i… Jennifer Rush z jej wersją „Power of Love”…
Może i z dzisiejszej perspektywy wygląda to inaczej, ale wtedy… nawet „Pocztówka z Wakacji” Papa Dance brzmiało… słodko.
C.D.N.