Religia w PRL

Moderatorzy: Robi, biały_delfin

Zyrafa
Posty: 93
Rejestracja: 5 kwie 2010, o 04:04

Religia w PRL

Post autor: Zyrafa » 3 paź 2010, o 12:31

Jak wspominacie naukę religii w PRL? Ja pamiętam, że w młodszych klasach dostawaliśmy obrazki do pokolorowania - UWIELBIAŁAM to robić. :-) Oczywiście religia była w salkach katechetycznych koło kościoła, co samo w sobie stwarzalo fajną atmosferę, zwłaszcza że były tam jakieś przedpotopowe meble, nie takie jak w szkole.

Co mi się jeszcze kojarzy z religią w dziciństwie to KATECHIZMY. Pamiętam, że miałam taki miały katechizm dla dzieci ze ślicznymi, kolorowymi obrazkami. Coś tam było jak rodzice uczą dziecko się żegnać, pamiętam jeden obrazek, gdzie były oczy, usta i chyba serce, jeden z takim bobaskiem w białych śpioszkach i z butelką, jeden jak dzieci grają na instrumentach, jeden, jak cała rodzina idzie do kościoła. Może ktoś z Was ma ten katechizm?

Pamiętam, jeszcze jeden katechizm, ale czarno-biały (który oczywiście musiałam pokolorować), gdzie była ilustracja chłopca przed obrazem Matki Boskiej, koło którego stał bukiet róż.

Dodam, że nie jestem religijna, ale z rozrzewnieniem wspominam tamte klimaty... :-)

O, i jeszcze święte obrazki ze śliczną Matką Boską, które wklejało się na pierwszą stronę zeszytu do religii. Jeden obrazek tak mi się podobał, że kilkakrotnie go recyklingowałam. :-) Później robiliśmy też ozdobne marginesy, na każdej stronie inne kwiaty i esy-floresy.

Albo pamiętam, jak rysowaliśmy na religii rzeke Jordan, nad nią takie "P" przekreślone - to był Chrystus, i jeszcze gołąbek - duch święty. W ogóle wszystko było takie symboliczne, a ja bardzo lubiłam rysować, więc wspominam to super.

Może macie zachowane w zbiorach Wasze zeszyty od religii, którymi chcecie się podzielić? :-D

Awatar użytkownika
mutant
Posty: 617
Rejestracja: 19 cze 2007, o 15:11

Post autor: mutant » 3 paź 2010, o 20:37

Ja bardziej pamiętam drogę na religię, podczas której podkradało sięz ogródków jabłka, orzechy itp.. Czasem nawet szliśmy na "skróty" przez okoliczne stawy. Parę razy zamiast na religię poszłam na mecz :) Sama religia była fajna ze względu na to, że spotykało się dzieci/młodzież z innej szkoły, co stało się istotne w okresie dojrzewania.Nawet zapisałam się na oazę, żeby poznać bliżej chłopaków z sąsiedniej szkoły :) Przestałam chodzić na religię w II klasie liceum, bo nie byłam przekonana ani do religii, ani do księdza.

Same wizyty w kościele też były fajne. Moje koleżanki podkochiwały się w ministrancie. Raz z drugą kumpelą poszłyśmy z nimi do ich kościoła, żeby go zobaczyć, i po mszy go śledziłyśmy.
"Zmarszczył brwi w zamyśleniu, wybierając śrubę ocynkowaną".

Awatar użytkownika
Syriusz Falcon
Posty: 611
Rejestracja: 16 lut 2010, o 19:42
Kontakt:

Post autor: Syriusz Falcon » 3 paź 2010, o 22:40

W klasie od 1 do 4 chodziłem na religię do prywatnego domu gdzie urządzono salkę katechetyczną . Ksiądz przyjeżdzał z miasta . Pamiętam że zawsze pytał czy byliśmy w jego kościele na Mszy Św . Niewiele pamiętam z tych lekcji ale miło je wspominam . W klasie od 5 do 8 chodziłem na katechezę do kościoła gdzie były specjalne salki do nauki religii , tam tez wykladał ksiądz i tamtych katechez wogóle nie pamiętam.Potem Po podstawówce uczyła nas już pani katechetka i pamietam juz cos niecoś . Ale miło wspominam tamte katechezy bo kto chcial to szedł i był wolny wybór.
Nigdy nie można być pewnym , co w naszej pamięci jest ważne.

Awatar użytkownika
biały_delfin
Administrator
Posty: 1949
Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45

Post autor: biały_delfin » 4 paź 2010, o 17:15

fajne zestawienie - religia i PRL w jednym tytule :grin:

Było, było rysunki które najczęściej malował dziadek, al;bo mama :wink:
Zyrafa pisze:Albo pamiętam, jak rysowaliśmy na religii rzeke Jordan, nad nią takie "P" przekreślone - to był Chrystus, i jeszcze gołąbek - duch święty. W ogóle wszystko było takie symboliczne, a ja bardzo lubiłam rysować, więc wspominam to super.
to też mocno mi się kojarzy
pamiętam ja przyszedłem w 1szej klasie na pierwszą religię, ... a tu w ławce kumpel z podwórka z rowerów :grin:

katechizm
przy przygotowaniu do 1szej Komunii Św. musieliśmy się nauczyć na pamięć, pamientam ze na początku nie miałem własnego i całe popołudnie i wieczór przepisywałem od kolegi, potem mama mi kupiła. a ksiądz w końcu i tak odpytał tylko z pacierza i zadał tylko jakieś proste pytanie z Katechizmu
nie kojarzę natomiast że byśmy jakoś specjalnie wybierali czy chodzić na relę czy nie, po prostu się chodziło
"On l'appelle OUM le Dauphin ... "
Biały Delfin UM (piosenka)
Fragment filmu

Awatar użytkownika
Helmutt
Posty: 324
Rejestracja: 18 paź 2007, o 06:20
Lokalizacja: LUBLIN

Post autor: Helmutt » 5 paź 2010, o 06:24

biały_delfin pisze:fajne zestawienie - religia i PRL w jednym tytule :grin:
Wbrew pozorom słuszne. Tak się dziś fajnie mówi, jak to w PRL Kościół musiał działać prawie w podziemiu, jak to księża byli masowo mordowani, a katolicy mieli takie problemy, że hej. Ja nic takiego nie pamiętam z dzieciństwa.
Zyrafa pisze:Albo pamiętam, jak rysowaliśmy na religii rzeke Jordan, nad nią takie "P" przekreślone - to był Chrystus, i jeszcze gołąbek - duch święty. W ogóle wszystko było takie symboliczne, a ja bardzo lubiłam rysować, więc wspominam to super.
Dokładnie, te symboliczne rysunki pamiętam dobrze - albo "przekreślone P" w otoczeniu dużych liter "A" (apostołowei) czy jeszcze podobne obrazki.
przy przygotowaniu do 1szej Komunii Św. musieliśmy się nauczyć na pamięć, pamientam ze na początku nie miałem własnego i całe popołudnie i wieczór przepisywałem od kolegi, potem mama mi kupiła. a ksiądz w końcu i tak odpytał tylko z pacierza i zadał tylko jakieś proste pytanie z Katechizmu
U nas mieliśmy niesamowitego księdza, który nas przygotowywał do Komunii - miał świetne podejście do nas - musieliśmy tylko zaliczyć znajomość modlitw, wszystich tych Prawd Wiary i Przykazań. W dodatku bezstresowo, ksiądz pomagał, podpowiadał, a jak się kompletnie nie jarzyło kazał przyjść na następnej lekcji.

U nas ogólnie wszyscy chodzili na religię, jeden kolega nie chodził i z tego co pamiętam nie przystepował do I Komunii - ale tak teraz myślę, że on był ewangelikiem, bo raz łaziliśmy po mieście i weszliśmy na taki mały cmentarz ewangelicki i pokazywał mi tam grób swojego dziadka.

Awatar użytkownika
biały_delfin
Administrator
Posty: 1949
Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45

Post autor: biały_delfin » 5 paź 2010, o 08:45

helmut wyluzuj, niewinny żart, jeśli zabrzmiało za ostro to przepraszam
"On l'appelle OUM le Dauphin ... "
Biały Delfin UM (piosenka)
Fragment filmu

Awatar użytkownika
Helmutt
Posty: 324
Rejestracja: 18 paź 2007, o 06:20
Lokalizacja: LUBLIN

Post autor: Helmutt » 5 paź 2010, o 09:30

biały_delfin pisze:helmut wyluzuj, niewinny żart, jeśli zabrzmiało za ostro to przepraszam
Weź, przestań ;) Moje słowa to też raczej żart, śmiech mnie ogarnia gdy słyszę "obecnie obowiązująca wersję historii Polski" :D

juka
Posty: 1328
Rejestracja: 19 wrz 2007, o 22:50

Post autor: juka » 5 paź 2010, o 22:29

A ja mam z religii wspomnienia takie sobie. Może byłam zbyt wymagająca (zwłaszcza dziś, z perspektywy czasu), ale albo mnie religia nie zafascynowała, albo księża, z jakimi miałam do czynienia (a trochę się ich przewinęło) byli dalecy od talentu pedagogicznego. Nie potrafiłam zrozumieć i nadal nie potrafię, po co 8- czy 9- letniemu dziecku wkuwanie na pamięć wszelkich możliwych modlitw z 8 błogosławieństwami na czele, do dziś pamiętam to "albowiem", które sprawiało mi największy problem. Nie mogłam też pojąć, co znaczy "umęczon pod Ponckim Piłatem" i dlaczego nie mogę powiedzieć "pogrzebany" zamiast "pogrzebion". W ogóle jakoś zawsze wolałam rozumieć, czego się uczę, a z tego rozumiałam niewiele :smile:. Poza tym drażniły mnie metody "zachęcania" do chodzenia do kościoła itp. (wtedy jeszcze byłam zbyt mała, żeby zaprotestować) - np. na niedzielnej mszy ksiądz zbierał imienne obrazki, potem na religii oddawał i wiedział, kto był, kto nie. W innej parafii (do której się potem przeniosłam) na różańcu czy roratach dostawało się po jednej literce, z których potem należało ułożyć hasło i wkleić do zeszytu - jeśli kogoś nie było, hasło było niepełne. Pamiętam też traumatyczne przeżycie, kiedy ksiądz (bodaj w 2 klasie) pytał nas, czyi rodzice palą i wywodził, że jeśli ojciec pali to jeszcze ujdzie, ale jeśli matka, to jest to coś okropnego, a ta najdelikatniejsze określenie to "zła matka" - tak jakby biedne dzieciaki odpowiadały za czyny rodziców :sad:. Tzw. kolęda kojarzyła mi się z przepytywaniem z katechizmu, sprawdzaniem zeszytu, odpytywaniem z lekcji itp.
W liceum chodzenie na religię miało wymiar przede wszystkim towarzyski - spotykało się ludzi z różnych szkół i chyba dlatego nie zrezygnowałam. Miałam zamiar to zrobić w klasie maturalnej, ale przyszedł nowy młody ksiądz, którego 2 moje koleżanki upatrzyły sobie poderwać, więc byłam ciekawa rezultatów. Trochę to było głupie narażanie go na pokusy, ale na usprawiedliwienie powiem, że skoro jego powołanie okazałoby się słabe, to chyba lepiej, żeby przekonał się o tym na początku, a nie po latach :wink:.
Z tego, co widzę dziś, z lekcjami religii jest chyba najwięcej problemów w szkole, najczęściej skarżą się katecheci, uczniowie, rodzice - jedni na drugich i w ogóle mnóstwo pretensji. Dawniej chyba te lekcje traktowano z większym szacunkiem.

odislaw
Posty: 85
Rejestracja: 21 sie 2007, o 22:54
Lokalizacja: z nikąd

Post autor: odislaw » 5 paź 2010, o 23:33

mam podobne odczucia juka, najgorsze jednak było to....ze nigdy nie mogłem obejrzeć do końca He-Mana lub Pankracego bo akurat kolidowało to z godziną religii i musiałem zasuwać do kościoła :razz:
...wiele lat, wiele dni czas nas uczy pogody....

Awatar użytkownika
mutant
Posty: 617
Rejestracja: 19 cze 2007, o 15:11

Post autor: mutant » 6 paź 2010, o 09:11

juka pisze: Z tego, co widzę dziś, z lekcjami religii jest chyba najwięcej problemów w szkole, najczęściej skarżą się katecheci, uczniowie, rodzice - jedni na drugich i w ogóle mnóstwo pretensji. Dawniej chyba te lekcje traktowano z większym szacunkiem.
I to jest dla mnie kolejny argument za przeniesieniem religii z powrotem do kościoła. Choć z drugiej strony nie wiem, czy przywróciłoby to dawny szacunek i czy dzieciaki byłyby takie grzeczne jak my wtedy :) Pamiętam, że chłopacy czasem też rozrabiali, ale wystarczyło, że ich ksiądz postraszył, iż wezwie rodziców, a już był spokój.
Nie mam takich traumatycznych wspomnień jak Juka - uczyliśmy się na pamięć modlitw, ale chyba niewielu, poza tym jakoś szybko zapamiętywałam. Mile wspominam, jak siostra dała nam pudełka i ziarenka jakiegoś zboża, które mieliśmy wrzucać do tych pudełek, gdy zrobiliśmy dobry uczynek. Inna rzecz, że przekształciło się to w wyścig i licytowanie się, kto ma wiecej. Męczące były przygotowania do komunii, szczególnie pamiętam próby klękania przy ołtarzu, że najpierw na jedno kolano, potem na drugie, a także to, że zrobili nam swego rodzaju falstart pierwszej spowiedzi, bo miała ona miejsce jakieś 3 m-ce przed komunią, więc przed samą komunią musieli zrobić spowiedź jeszcze raz, bo wszyscy już nagrzeszyli.
"Zmarszczył brwi w zamyśleniu, wybierając śrubę ocynkowaną".

Nomader
Posty: 12
Rejestracja: 4 sty 2010, o 13:36

Post autor: Nomader » 6 paź 2010, o 09:29

Ja akurat na lekcje religii po szkole chodzilem jak "sie pomylilem" tzn gdy koledzy poszli to i ja z nimi, tym bardziej ze droga na religie ze szkoly prowadzila przez rozne stare podworka. Wiekszosci modlitw, katechizmu nigdy sie nie nauczylem. Ja nie mialem takiego parcia w domu jak niektorzy aby chodzic na religie. Jedynie co mnie draznilo to postawa kolegow bo chyba ich rodzice namawiali ich aby mnie zaciagnac na religie. Jako ze zaczalem interesowac sie elektronika to caly zeszyt od religii byl w schematach elektronicznych.

Awatar użytkownika
wilma
Posty: 1455
Rejestracja: 31 maja 2007, o 13:29

Post autor: wilma » 6 paź 2010, o 10:29

Lekcje religi wspominam dobrze ,zwłaszcza w młodszych klasach.W zerówce mieliśmy zajęcia z wspaniałą siostrą,bardzo utalentowaną plastycznie.Często dostawaliśmy prezenty od niej,np ręcznie malowane okładki(mam je do dzisiaj i trzymam w nich świadectwa) i pięknego aniołka,który do dziś co roku stoi pod choinką. :smile: Pamiętam mój pierwszy zeszyt do religii,który dostaliśmy na lekcji,pełen pieczątek ze scenami biblijnymi, musieliśmy tylko je kolorować.Czy ktoś z was miał taki zeszyt?
W klasie komunijnej mieliśmy opowieść o chłopcu,który bardzo chciał przystąpić do komunii.Gdy dowiedział się,że stanie się to wtedy gdy zaczną mu wypadać zęby powybijał sobie je kamieniem.Strasznie mną to wstrząsnęło .
Po komunii przenieśli nas do salki poza kościołem no a potem zbudowano bliżej nowy kościól i należałam już do innej parafii a tam to już byłam gościem zarówno na mszach jak i katechezach.
http://serialkatarzyna.ovh.org/ polska strona serialu Katarzyna
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona

Awatar użytkownika
Helmutt
Posty: 324
Rejestracja: 18 paź 2007, o 06:20
Lokalizacja: LUBLIN

Post autor: Helmutt » 6 paź 2010, o 10:30

Nomader pisze:Jedynie co mnie draznilo to postawa kolegow bo chyba ich rodzice namawiali ich aby mnie zaciagnac na religie.
U nas było kilku "inkwizytorów" w klasie, szczególnie byli aktywni w okresie rekolekcji (jeszcze wtedy nie było takiego idiotyzmu, że szkoła dawała wolne dni - szło się rano do szkoły a pod wieczór na mszę rekolekcyjną). Co ciekawe - najgorszy łobuz, ciemniak i cham w klasie był jednym z najgorliwiej tępiących "wyłamywanie się" - gdy na mszy kogoś z klasy nie zauważył - następnego dnia w szkole pytał z surową miną "Byłeś na rekolekcjach? Nie? Dlaczego? Masz dzisiaj przyjść".

Ja ogólnie to fajnie wspominam - na "relę" szło się zwykle sporo wcześniej, dookoła kościoła były budowy, chodziło się tam, znajdywało różne rzeczy, paliło jakieś ogniska, chodzilismy do pobliskiej budki telefonicznej dzwonić na milicję ("Panie władzo, czy jest ciepła woda?") czy straż ("Panie strażak, tyłek mi się kopci!") po katechezie całą bandą wracaliśmy do domów... Gdy religia weszła do szkół to już nie było to.
Książki do religii - nie "Katechizm religii katolickiej" ale jeszcze wcześniejsze - miałem zmazane dokumentnie - postacie świętych i apostołów miały domalowane wąsy, brody, karabiny, szable etc. :)
W ósmej klasie podtsawówki mieliśmy już religię w szkole - ale jeszcze wówczas nie było takiej wolnej amerykanki na lekcjach - być może dlatego, że uczył nas nasz proboszcz - kapłan może nie przykładny (bo róznie o nim gadano), ale miał autorytet, wiedzę i posłuch - nawet na najgłupsze i najbardziej "podchwytliwe" pytanie umiał odpowiedzieć tak, że pytający stał z rozdziawioną głupio gębą :)
W szkole średniej lekcje religii stały się parodią - i lekcji i religii.

Awatar użytkownika
Natuś-77
Posty: 781
Rejestracja: 21 lis 2006, o 15:50
Lokalizacja: Wroclaw

Post autor: Natuś-77 » 6 paź 2010, o 12:44

Na "relige", "rele" biegało się u nas do salek. Dla klas 0-3 znajdowały się na mieście obok baszty, parku z fontanną oraz sklepów. Była to dobra okazja, żeby chodzić przed lub po na frytki lub w okresie Wielkanocy kupowało się jajka-psikawki a wodę nabierało właśnie z fontanny. Nie było zbieraniny dzieci z rożnych szkół, każda grupa lub klasa miała wyznaczone godziny. Z wczesnych lat pamiętam długie wąskie ławki i kolorowanki, tzn dostawaliśmy różne obrazki do kolorowania i wklejaliśmy je do zeszytu- gładkiego. Pamiętam z tego czasu na ścianie koronę cierniową, z której się wybierało jakiś kolec-papierowy i tam było zadanie do wykonania. Z przygotowań do komunii pamiętam tego nieszczęsnego "poncjusza piłata", "Ecelsje deo" itp. :cool: Uczyliśmy się z karteczek przepisywanych na maszynie do pisania, bo tym jak już zaliczyliśmy to należało zwrócić karteczce siostrze Teresie.
W klasach 4-7 chodziliśmy też do salek mieszczących się już przy kościele. Też obok parku z fontanną :wink: W parku były górki więc zimą ślizgaliśmy się lub zjeżdżaliśmy na sankach a potem w chłodnej salce próbowaliśmy się ogrzać. Z tego okresu pamiętam nawiedzoną katechetkę, która niejednokrotnie wmawiała mi że mam grzech jakiś tam..a to z powodu często-gęsto zadawanych trudnych pytań a potem katechetę, który namiętnie wygrywał na gitarze i wyśpiewywał różne pieśni. My jako klasa zawsze mieliśmy głupawkę na lekcjach muzyki więc łatwo z nami nie miał i dlatego w 8 klasie mieliśmy już proboszcza.
W 8 klasie religia już dobywała się w szkole. W LO świadomie zrezygnowałam z uczęszczania na przedmiot RELIGIA. Nie odpowiadał moim zapotrzebowaniom. Nie tego oczekiwałam po Przedmiocie Religia :wink:

Awatar użytkownika
biały_delfin
Administrator
Posty: 1949
Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45

Post autor: biały_delfin » 7 paź 2010, o 17:51

Od moderatora: proszę Was, nie rozpoczynajcie mi dyskusji "czy religia powinna być w szkole" bo za chwile zejdziemy na mohery, giertychy i kaczory,
a kilku z forumowiczów wyraźnie sobie nie życzyło polityki na forum.
myśle ze to nie miejsce na takie uwagi i dyskusje
"On l'appelle OUM le Dauphin ... "
Biały Delfin UM (piosenka)
Fragment filmu

ODPOWIEDZ