
Każdy kij ma jednak dwa końce – nie da się ukryć, że coś zniknęło, i se ne vrati.
Do historii przeszły już niestety (?) takie numery jak ziomek z mojego rocznika, który przed komisją WKU skakał po krzesłach, żeby załatwić sobie ''żółte papiery". Słyszałem że niektórzy łykali kulki z kalki, które na prześwietleniu symulowały wrzody (wrzodowców, jako przewlekle chorych nie brano). Zniknęło zjawisko pewnego gatunku studentów, którzy latami lawirowali po uczelniach tylko w celu uniknięcia bycia wziętym w kamasze. Wszystko to elementy pewnego specyficznego kolorytu, który najmłodszym pokoleniom znany będzie już tylko z filmów i książek.
Czy jeszcze żołnierze w jednostkach wykonują tzw. ''chusty'', odcinają po kawałku centymetr krawiecki, czy śpiewa się piosenki rezerwistów, skoro nie ma już służby zasadniczej?
Była jeszcze ciemniejsza strona powszechnego poboru, czyli ''fala''. Jak w filmie ''Samowolka''. Sporo ludzi tego psychicznie nie wytrzymywało. Jakoś ostatnio w mediach o tym ucichło, choć dawniej to była istna plaga.
Macie jakieś ciekawe wspomnienia może niekoniecznie z samą armią, ale również właśnie z poborem jako takim?