Post
autor: Sławomir » 11 lis 2014, o 21:55
Mi zaś właśnie dzieciństwo kojarzy się z szarością - i nie chodzi tylko o to, że u nas w domu był na początku czarno-biały telewizor. Podwórko, budynki, chodniki - wszystko szare, brązowawe, niepomalowane, jakieś takie aż do przesady zwykłe i nierzucające się w oczy.
I teraz trochę tej szarości mi brakuje. Bo kiedyś kolor zwracał uwagę, przyciągał. A teraz wszędzie dookoła krzykliwe reklamy, na które staram się jak najbardziej znieczulić. Coraz więcej mówi się i pisze, że taka pstrokacizna jest prymitywna i nieestetyczna, że budynki należy malować w stonowane barwy, żeby jak najwięcej wykorzystywać naturalne materiały jak np. kamień i w ogóle nie malować (czyli zostawiać szare). Słychać za to zachwyty np. nad wnętrzami Centrum Studenckiego Politechniki Wrocławskiej, gdzie ściany są z gołego betonu, a u mnie w mieście ludzie podziwiali blok, który pomalowano na biało z szarymi akcentami, że to pierwsza u nas porządna termomodernizacja. Nawet w nowobudowanych kościołach dąży się, by było jak najmniej obrazów i rzeźb, najlepiej tylko duży krzyż i jakaś figurka Maryi z boku.
Ja się właśnie zgadzam z tymi nowymi trendami. Szarość to kolor natury. Szare są góry, skały, kamienie i piasek. A jak nie szare, to delikatnie żółte i beżowe. W dodatku może jestem jakiś dziwny, ale lubię blokowiska i to niepomalowane. Moja ulubiona architektura to budynki o prostych kształtach bez zbędnych ozdób, w naturalnych, skalistych kolorach, szeroko oddzielone jeden od drugiego. Lubię też szerokie ulice, najlepiej kilkupasmowe, przedzielone szerokimi pasami zieleni. I ta zieleń jest właśnie bardzo ważna, tak sobie wyobrażam idealne miasto: szare budynki tonące w zieleni, ogródkach, oczkach wodnych itp. Nie cierpię natomiast kamienic, starówek itp. Owszem, fajne to miejsca, żeby poimprezować, posiedzieć w pubach i klubach, ale mieszkać w takich okolicach bym nie chciał.