"U Babci jest słodko, swiat pachnie szarlotką.."
Moderatorzy: Robi, biały_delfin
- biały_delfin
- Administrator
- Posty: 1949
- Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45
"U Babci jest słodko, swiat pachnie szarlotką.."
Jako ze są Dni Babci i Dziadka naszło mnie na wspomnienia.
Wakacje u Babci. Wstawał się rano, ogladało Teleranek, Załogę G. dostawło się sniadanie do łóżka. potem przez cxały dzień zabawa na podwórku z kolegami i koleżanką (w której się pierwszy raz "zakochałem"). Potem przerwa na pyszny obiad. Dziadek robił albo naprawiał zabawki. Wieczór - mozna było ogladać filmy i póżniej iść spać Bbacia rzadko krzyczała.
Z radoscią pomagało jej się krecić mięso, ziemniaki, czy ciasto na ciastka.
Ubrudziłem ubrania: "- Nieszkodzi, wypierze się" (to dla niej nie był problem).
Pamietma jak ukochany moment jak rodzice zostawiali mnie na noc i szli sobie
Babcia jest już starsza. Życzę jej dużo cennego zdrawia, tak jej potrzebnego.
Dziadków juz nie ma...
Wakacje u Babci. Wstawał się rano, ogladało Teleranek, Załogę G. dostawło się sniadanie do łóżka. potem przez cxały dzień zabawa na podwórku z kolegami i koleżanką (w której się pierwszy raz "zakochałem"). Potem przerwa na pyszny obiad. Dziadek robił albo naprawiał zabawki. Wieczór - mozna było ogladać filmy i póżniej iść spać Bbacia rzadko krzyczała.
Z radoscią pomagało jej się krecić mięso, ziemniaki, czy ciasto na ciastka.
Ubrudziłem ubrania: "- Nieszkodzi, wypierze się" (to dla niej nie był problem).
Pamietma jak ukochany moment jak rodzice zostawiali mnie na noc i szli sobie
Babcia jest już starsza. Życzę jej dużo cennego zdrawia, tak jej potrzebnego.
Dziadków juz nie ma...
Ostatnio zmieniony 19 mar 2009, o 20:28 przez biały_delfin, łącznie zmieniany 1 raz.
Niestety nie podzielę się z wam takimi wspomnieniami,bo nigdy dziadków nie miałam.Zmarli przed moim urodzeniem lub wkrotce po. zazdroszczę tym z was ,którzy mieli dziadków.
http://serialkatarzyna.ovh.org/ polska strona serialu Katarzyna
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
Mój dziadek zmarł jak miałam 10 lat, ale do dziś pamiętam niektóre jego powiedzonka i wierszyki. Pamiętam też, że był cholerykiem i czasem bił nas laczkiem, ale na co dzień był OK. Drugiego dziadka nie znałam. Obie babcie znacznie przeżyły swoich mężów, jedna zmarła niedawno, a jedna jakieś 10 lat temu. Jezdziłam głównie do jednej z babć i do dziadka, jak jeszcze żył. Tam były przygody. Jadło się owoce prosto z ogródka, urządzało wyścigi ślimaków, buszowało po opuszczonym domu w pobliżu. Za ogrodami było takie pole i w oddali było widać las. Czasem wychodziłam z kolegą na drogę biegnącą wzdłuż tego pola i szliśmy do świata bajek. Niestety nigdy nie doszliśmy. Pamiętam też, że tata jednego z kolegów strzelał do nas z wiatrówki, a my chowaliśmy się za szopę. Inne niebezpieczne przygody to przedostawanie się przez dziurę w płocie do pobliskiej firmy transportowej, by skraść stojące obok budynku butelki po napojach i następnie je sprzedać. Był tam też sklep (babcia mówiła "spółdzielnia"), gdzie kupowało się lizaki i oranżadę w proszku, i panował tam zapach, którego nie było w sklepach u mnie w mieście.
Drugą babcię odwiedzałam rzadziej, ale miała w domu pianino, na którym nauczyłam się grać "Wlazł kotek na płotek" i "Czterej pancerni".
Drugą babcię odwiedzałam rzadziej, ale miała w domu pianino, na którym nauczyłam się grać "Wlazł kotek na płotek" i "Czterej pancerni".
"Zmarszczył brwi w zamyśleniu, wybierając śrubę ocynkowaną".
Babcie i Dziadkowie
Zacznijmy od tego, ze bardzo dziwnie czulam sie w szkole bo nie mialam (w przeciwienstwie do znacznej wiekszosci kolezanek i kolegów) "nikogo na wsi". Moja Babcia od strony Mamy mieszka w Warszawie, a od stony Taty - mieszkala (zmarla w zeszlym roku) w Starachowicach, niewielkim miescie, ale zawsze miescie. Poniewaz moi rodzice sa jedynakami - sami rozumiecie...I potem tak dziwnie bylo jak wspominalo sie po wakacjach co sie robilo i ja nie wiedzialam jak to jest na wsi
Dziadka od strony Taty nigdy nie znalam, odszedl od Babci jak mój tato mial kilka lat.
Dziadka Maminego pamietam calkiem dobrze, mimo ze zmarl jak mialam tylko 6 lat. Pamietam papierosy (mnóstwo palil, zawsze w ustach mial peta) - zwlaszcza extra mocne, lawendowa wode do golenia Yardleya, jak drapal broda. Pamietam tez jak rysowal mi zwierzaczki - mial do tego smykalke - i to, ze znal sie wspaniale na przyrodzie i o niej opowiadal. Mielismy dzialke pracownicza i hodowal króliki, mielismy winogrona, jezyny, truskawki, jablka
Babcia Zosia nr 1 - od Taty - byla krawcowa, wiec zawsze mialam jakies smieszne ciuszki no i strój Krakowianki - z serdaczkiem naszywanym cekinami. Jak przyjedzala do nas do Warszawy chodzila ze mna i z moimi kolezankami na dzikie dzialki zbierac dziczki owoców czy po prostu hasac po laczkach
Babcia Zosia nr 2 - Mamina - byly Powstaniec Warszawski, potem redaktor, powiedzialabym ze do tej pory "mózdzek elektronowy". W wieku 70 lat byla ze mna na Czerwonych Wierchach w Tatrach, a w wieku 83 SAMA przyleciala do mnie do Irlandii. Znaczy nie pilotowala samolotu, ale podrózowala sama Rozpieszcza mnie niemozliwie (jestem jedyna wnuczka) ale tez wychowuje A klarownosci umyslu moze jej pozazdrosic nie jedna mlodsza od niej osoba.
Dziadka od strony Taty nigdy nie znalam, odszedl od Babci jak mój tato mial kilka lat.
Dziadka Maminego pamietam calkiem dobrze, mimo ze zmarl jak mialam tylko 6 lat. Pamietam papierosy (mnóstwo palil, zawsze w ustach mial peta) - zwlaszcza extra mocne, lawendowa wode do golenia Yardleya, jak drapal broda. Pamietam tez jak rysowal mi zwierzaczki - mial do tego smykalke - i to, ze znal sie wspaniale na przyrodzie i o niej opowiadal. Mielismy dzialke pracownicza i hodowal króliki, mielismy winogrona, jezyny, truskawki, jablka
Babcia Zosia nr 1 - od Taty - byla krawcowa, wiec zawsze mialam jakies smieszne ciuszki no i strój Krakowianki - z serdaczkiem naszywanym cekinami. Jak przyjedzala do nas do Warszawy chodzila ze mna i z moimi kolezankami na dzikie dzialki zbierac dziczki owoców czy po prostu hasac po laczkach
Babcia Zosia nr 2 - Mamina - byly Powstaniec Warszawski, potem redaktor, powiedzialabym ze do tej pory "mózdzek elektronowy". W wieku 70 lat byla ze mna na Czerwonych Wierchach w Tatrach, a w wieku 83 SAMA przyleciala do mnie do Irlandii. Znaczy nie pilotowala samolotu, ale podrózowala sama Rozpieszcza mnie niemozliwie (jestem jedyna wnuczka) ale tez wychowuje A klarownosci umyslu moze jej pozazdrosic nie jedna mlodsza od niej osoba.
Re: Babcie i Dziadkowie
Gratulacje dla Super-babci. Nie zdziwiłabym sie gdyby zachciało się jej pilotować.Rukia pisze: Babcia Zosia nr 2 - Mamina - byly Powstaniec Warszawski, potem redaktor, powiedzialabym ze do tej pory "mózdzek elektronowy". W wieku 70 lat byla ze mna na Czerwonych Wierchach w Tatrach, a w wieku 83 SAMA przyleciala do mnie do Irlandii. Znaczy nie pilotowala samolotu, ale podrózowala sama Rozpieszcza mnie niemozliwie (jestem jedyna wnuczka) ale tez wychowuje A klarownosci umyslu moze jej pozazdrosic nie jedna mlodsza od niej osoba.
Ja nie zdążyłam poznać dziadka ze strony mamy. Zmarł dwa lata przed moimi narodzinami.
Babcia przeżyła dziadka o 10 lat. Zmarła jak miałam 8 lat, a więc też za szybko, żeby mieć więcej wspomnień, chociaż mieszkaliśmy w jej mieszkaniu (ja przez 4 lata, potem przenieśliśmy się do bloku, i do babci było już dalej), a jakieś 1,5 roku przed śmiercią babcia zamieszkała u nas w bloku. Pamiętam, że w starym mieszkaniu babcia robiła mi świnki z ciasta , które potem piekłyśmy na płycie. W bloku pomagałam babci prząść wełnę. Raz, nie wróciłam do domu na czas. Byłam w pierwszej klasie i po szkole poszłam do koleżanki. Kiedy już wracałam spotkałam babcię biegającą po osiedlu, bardzo zdenerwowaną.
Z rodzicami taty, nie byłam tak zżyta. Jeździliśmy do nich na wszelkie święta, czasem w niedzielę itp..., ale chociaż wiem, że mnie kochali, czasami zostawałam u nich na noc, lubiłam chodzić z dziadkiem do piwnicy po węgiel - dziadek nazywał mnie: "Chwościk" - ogonek , bo ciągle za nim chodziłam, to jednak jakiejś ciepłej, takiej naprawdę fantastycznej dziadkowo-wnuczęcej więzi nie było. A może ja tego nie czułam, nie wiem...
Dziadek zmarł jak miałam 18 lat, a babcia 26.
Tak więc też zazdroszczę wszystkim, którzy takie silne relacje mieli, bądź zdążyli poznać wszystkich dziadków.
- biały_delfin
- Administrator
- Posty: 1949
- Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45
Mój dziadek zmarł jak miałem 7 lat, ale dobrze go pamiętam. Babcia ma 76lat i ciągle jestem dla niej ważny. Babcia od strony matki zmarła, jak miałem 12 lat, ale zawsze lepszy kontakt miałem z drugą babcią, mimo, że mieszkała i mieszka daleko. Drugiego dziadka nie pamiętam. Zmarł jak miałem 3 lata, ale i tak juz od lat nie mieszkał z moją babcią.
Podobnie jak u mnie. Z jednej strony babcia zmarła jeszcze przed wojną, a dziadek żył po wojnie ale mieszkał daleko i raczej nie pasował do obrazu ukochanego dziadunia.wilma pisze:Niestety nie podzielę się z wam takimi wspomnieniami,bo nigdy dziadków nie miałam.Zmarli przed moim urodzeniem lub wkrotce po. zazdroszczę tym z was ,którzy mieli dziadków.
O to żebym nie miał dziadków z drugiej strony postarali się przedstawiciele pewnego kulturalnego narodu filozofów, poetów i kompozytorów.
Ostatnio zmieniony 22 sty 2009, o 23:29 przez Dudzio, łącznie zmieniany 1 raz.
"ciężkie czasy!" westchnął sowiecki sołdat zdejmując zegar z wieży kościelnej
Delfinku pamiętam, najpierw podchodziłyśmy od strony Ciemniaka ale na samą górę po łańcuchach już żeśmy nie wpełzały.biały_delfin pisze:Też gratuluje SuperBabci - wyjątkowa kobieta. Orientujesz się może którędy wchodziła i schodziła ?Rukia pisze:W wieku 70 lat byla ze mna na Czerwonych Wierchach w Tatrach,
Wszystkie opowieści piękne, prawda "Chwościku" ?
Kolejnego dnia wjechałyśmy kolejką na Kasprowy Wierch i wyruszyłyśmy - dodam, że babcia na trasie się potknęła i przewróciła, zatem przymusiłam ją abyśmy zeszły do schroniska pod Kopą Kondracką - a stamtąd na naszą kwaterę. Ponieważ ręka ją pobolewała - nasi gospodarze zawieźli ją na pogotowie - gdzie okazało się, że ma rękę złamaną w stawie barkowym i zapakowali w gips od pasa po szyję - a to był nasz ostatni dzień pobytu. Należy dodać, że pod opieką mojej mamy w ciągu trzech tygodni było po gipsie, gdzie lekarze mówili o sześciu.
To jest moi drodzy wspaniały, przedwojenny materiał.
Dopiero dzisiaj natknęłam się na tego posta i tak jak czytam wasze wspomnienia to moje są całkiem podobne. Też nie doświadczyłam instytucji babci i dziadka, tak jak bym sobie tego życzyła.
Moi "miastowi" dziadkowie szybko odeszli. Babci w ogóle nie pamiętam, dziadka właściwe leżącego (chorował na raka i był strasznie "chudzieńki" i nie można go było leczyć) na wersalce nakrytej zielonym kocem z frędzelkami z fajką w ustach. Ja bawiłam się w tedy w lokomotywę siedząc na pedale od maszyny do szycia Singer i z takiej perspektywy dokładnie pamietam twarz dziadka. Dodam, że miałam wtedy 2 lata i chyba z 2 -ce. Drugi obraz w pamięci to..stałam obok łóżka i mieściłam się w takiej szparce, która tworzyła się między wspomnianą wersalką a taka fajną toaletką z trzema lustrami (też niezła zabawa, bo było widać kilka odbić).
Moi "wiejscy" dziadkowie mieszkali 600 km od mojego domu więc jeździłam tam tylko na wakacje. Wieś typowo podlaska, do której prowadziła piaskowa droga. To był dla mnie wtedy ewenement, bo wychowana na ziemiach zachodnich, gdzie w każdej wsi był co najmniej bruk lub tzn. kocie łby. PKS-żaden nie jeździł więc dziadek zaprzęgał konia do wozu i tak z manatkami jechaliśmy jakieś 8 km do najbliższej wioski na autobus, żeby potem przesiąść się na pociąg. Potem mieliśmy maluszka i też była sensacja, jak jedzie auto przez wieś i to w dodatku ci z zachodu. Pamiętam , jak baby z sąsiedztwa mówiły, że u nas, czyli na Zachodzie to : Łoo gorzej..dosłownie tak
U moich dziadków nie było bieżącej wody więc radochą była studnia i kąpiel w emaliowanej misie. Nie było telewizora, nie było gazu ani butli był za to piec, na którym babcia gotowała. A poza tym była beztroska od rana do wieczora. Dziadek z mężczyznami w polu, przeważnie były to żniwa i nawet miałam tę sposobność widzieć jak się kosi kosą lub żnie sierpem. Kobiety gotowały na piecu obiad dla mężczyzn, bo przy żniwach było tak, ze najpierw się kosiło u tego, potem u następnego...itd.
Z tamtych czasów pamiętam właśnie chleb z masłem i cukrem, kogiel-mogiel produkcji babci z jajek prosto z kurnika, mleko zsiadłe, które było tak gęste, ze trzeba było łyżką jeść. Chleb własnoręcznie pieczony, taki ciemny razowiec z własnym twarogiem i miodem, mniam. Babcia nie była zbyt wylewna w uczuciach, ale mi wystarczyło podwórko i świeże powietrze. Poza tym nosiła chustkę na głowie na modłę wschodnią i ponoć jej się w tej chuście bałam hihihih
TYLKO SZKODA, że TO TAK WSZEśNIE SIĘ SKOŃCZYŁO.....
Moi "miastowi" dziadkowie szybko odeszli. Babci w ogóle nie pamiętam, dziadka właściwe leżącego (chorował na raka i był strasznie "chudzieńki" i nie można go było leczyć) na wersalce nakrytej zielonym kocem z frędzelkami z fajką w ustach. Ja bawiłam się w tedy w lokomotywę siedząc na pedale od maszyny do szycia Singer i z takiej perspektywy dokładnie pamietam twarz dziadka. Dodam, że miałam wtedy 2 lata i chyba z 2 -ce. Drugi obraz w pamięci to..stałam obok łóżka i mieściłam się w takiej szparce, która tworzyła się między wspomnianą wersalką a taka fajną toaletką z trzema lustrami (też niezła zabawa, bo było widać kilka odbić).
Moi "wiejscy" dziadkowie mieszkali 600 km od mojego domu więc jeździłam tam tylko na wakacje. Wieś typowo podlaska, do której prowadziła piaskowa droga. To był dla mnie wtedy ewenement, bo wychowana na ziemiach zachodnich, gdzie w każdej wsi był co najmniej bruk lub tzn. kocie łby. PKS-żaden nie jeździł więc dziadek zaprzęgał konia do wozu i tak z manatkami jechaliśmy jakieś 8 km do najbliższej wioski na autobus, żeby potem przesiąść się na pociąg. Potem mieliśmy maluszka i też była sensacja, jak jedzie auto przez wieś i to w dodatku ci z zachodu. Pamiętam , jak baby z sąsiedztwa mówiły, że u nas, czyli na Zachodzie to : Łoo gorzej..dosłownie tak
U moich dziadków nie było bieżącej wody więc radochą była studnia i kąpiel w emaliowanej misie. Nie było telewizora, nie było gazu ani butli był za to piec, na którym babcia gotowała. A poza tym była beztroska od rana do wieczora. Dziadek z mężczyznami w polu, przeważnie były to żniwa i nawet miałam tę sposobność widzieć jak się kosi kosą lub żnie sierpem. Kobiety gotowały na piecu obiad dla mężczyzn, bo przy żniwach było tak, ze najpierw się kosiło u tego, potem u następnego...itd.
Z tamtych czasów pamiętam właśnie chleb z masłem i cukrem, kogiel-mogiel produkcji babci z jajek prosto z kurnika, mleko zsiadłe, które było tak gęste, ze trzeba było łyżką jeść. Chleb własnoręcznie pieczony, taki ciemny razowiec z własnym twarogiem i miodem, mniam. Babcia nie była zbyt wylewna w uczuciach, ale mi wystarczyło podwórko i świeże powietrze. Poza tym nosiła chustkę na głowie na modłę wschodnią i ponoć jej się w tej chuście bałam hihihih
TYLKO SZKODA, że TO TAK WSZEśNIE SIĘ SKOŃCZYŁO.....
I dopiero teraz mówisz?Natuś-77 pisze: Moi "wiejscy" dziadkowie mieszkali 600 km od mojego domu więc jeździłam tam tylko na wakacje. Wieś typowo podlaska, do której prowadziła piaskowa droga. To był dla mnie wtedy ewenement, bo wychowana na ziemiach zachodnich, gdzie w każdej wsi był co najmniej bruk lub tzn. kocie łby. PKS-żaden nie jeździł więc dziadek zaprzęgał konia do wozu i tak z manatkami jechaliśmy jakieś 8 km do najbliższej wioski na autobus, żeby potem przesiąść się na pociąg. Potem mieliśmy maluszka i też była sensacja, jak jedzie auto przez wieś i to w dodatku ci z zachodu
Masz więc typowe wspomnienia o dziadkach na wsi, których ja nigdy nie doświadczyłam, bo i jedni i drudzy dziadkowie od końca wojny mieszkali w Białymstoku.
- biały_delfin
- Administrator
- Posty: 1949
- Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45
no to rzeczywiscie gratuluje i podziwiam babcie,i wspołczuję ż tak pechowo Was potrktowały Tatry,Rukia pisze:Delfinku pamiętam, najpierw podchodziłyśmy od strony Ciemniaka ale na samą górę po łańcuchach już żeśmy nie wpełzały.
Kolejnego dnia wjechałyśmy kolejką na Kasprowy Wierch i wyruszyłyśmy - dodam, że babcia na trasie się potknęła i przewróciła, zatem przymusiłam ją abyśmy zeszły do schroniska pod Kopą Kondracką - a stamtąd na naszą kwaterę. Ponieważ ręka ją pobolewała - nasi gospodarze zawieźli ją na pogotowie - gdzie okazało się, że ma rękę złamaną w stawie barkowym i zapakowali w gips od pasa po szyję - a to był nasz ostatni dzień pobytu. Należy dodać, że pod opieką mojej mamy w ciągu trzech tygodni było po gipsie, gdzie lekarze mówili o sześciu.
To jest moi drodzy wspaniały, przedwojenny materiał.
wejscie od strony Ciemniaka jest najturudniejszym z wejść na Czerwone Wierch.
Jescze trudniejsze - wierz mi - jest zeście z Ciemniaka, wiem bo schodziłem i to jescze z nadwyrężonym i bolącym ścięgnem Achillesa na dodatek.
serdecznie pozdrawiam turystuw tatrzańskich