Co w dzicinstwie chodowalismy
Moderatorzy: Robi, biały_delfin
Mama akceptowała z pewną rezerwą, ale nie protestowała, choć mogła. Jedyne czego nie znosiła to rybek, ponieważ była uczulona na suszone rozwielitki (kiedyś nie było płatków ani mrożonych ochotek). Tato odnosił się bardzo pozywtywnie. To on mnie "zaraził" tymi zainteresowaniami. Zrobił mi terrarium z prawdziwego zdarzenia w czasach, kiedy dostać cokolwiek było bardzo trudno.
-----------------------------------------------------------------------------------Dudzio pisze: O matko, czego to ja w domu nie hodowałem albo nie znosiłem. Oczywiście rybki wszelkich gatunków. Potem: jaszczurki zwinki, jaszczurki żyworodne, traszki zwyczajne i grzebieniaste, zaskrońce, żmije zygzakowate, żółwie greckie, synogarlice, wróbelki (jednego nawet wytresowałem), kawki, gawrony, nietoperze, szpaki, jeże, chomiki, myszki laboratoryjne, żaby trawne (zaskrońce musiały coś jeść ), rzekotki drzewne, sowę pójdźkę. Pewnie jeszcze czegoś zapomniałem.
Teraz na stare lata się uspokoiło. Mam tylko jamnika.
O Jezu.
Dudziu, ale te zwierzęta są pod ochroną. Żmija?
I pewnie, gdzieś w leśniczówce się wychowywałeś, a zostałeś biologiem.
- biały_delfin
- Administrator
- Posty: 1949
- Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45
Elle pisze:A co mu dawałeś do jedzenia?
chyba liść sałaty
poza tym wychowywałem się pośród psów u jednych i drugich dziadków, było ich trochę, ale najlepiej wspominam te najwcześniejsze: czarnego pudla (delikatna suczkę) i dwa owczarki nizinne - matkę i córkę (bardzo rzadko dziś spotykam ale wiem ze są)
Witam na forum. Jestem nowy, rocznik 1977
W dzieiństwie hodwałem kanarka - to taki żółty, ładnie śpiewający ptaszek ciut większy od wróbla. To były lata 80-te...
Już nie pamiętam jak miał na imię - chyba Kubuś.
Był cholernie oswojony - aż się ludzie przychodzący do nas dziwili; jak mały ptaszek może być tak oswojony jak pies. Dość, że, latał sobie swobodnie po mieszkaniu (mo chyba, że okna były pootwierane szeroko), przylatywał do mnie na gwizdanie lub na wołanie po imieniu, podczas posiłku siadał mi na ramieniu i czekał na jakieś smaczen kąski, a co rano budził charakterystym śpiewem. Raz przyszli goście, mama otworzyła szeroko drzwi, a ten skubaniec wyleciał na klatkę schodową. Ja w panice, że uciekł i już nie wróci a ten obleciał całą (!) klatke schodową i wrócił do mieszkania.
W lecie wystawialiśmy klatkę na balkon.
Mieszkał z nami jakieś 3 lata, raz wystawiliśmy klatkę z nim na balkon jak zwykle w bardzo ciepłe dni i wieczorem już leżał w niej nieżywy.
W dzieiństwie hodwałem kanarka - to taki żółty, ładnie śpiewający ptaszek ciut większy od wróbla. To były lata 80-te...
Już nie pamiętam jak miał na imię - chyba Kubuś.
Był cholernie oswojony - aż się ludzie przychodzący do nas dziwili; jak mały ptaszek może być tak oswojony jak pies. Dość, że, latał sobie swobodnie po mieszkaniu (mo chyba, że okna były pootwierane szeroko), przylatywał do mnie na gwizdanie lub na wołanie po imieniu, podczas posiłku siadał mi na ramieniu i czekał na jakieś smaczen kąski, a co rano budził charakterystym śpiewem. Raz przyszli goście, mama otworzyła szeroko drzwi, a ten skubaniec wyleciał na klatkę schodową. Ja w panice, że uciekł i już nie wróci a ten obleciał całą (!) klatke schodową i wrócił do mieszkania.
W lecie wystawialiśmy klatkę na balkon.
Mieszkał z nami jakieś 3 lata, raz wystawiliśmy klatkę z nim na balkon jak zwykle w bardzo ciepłe dni i wieczorem już leżał w niej nieżywy.
Wiesz, wtedy w sklepach zoologicznych nie można było sobie kupić węża królewskiego, legwana czy węża zbożowego. Zresztą krzywdy tym zwierzątkom nie robiłem. Zawsze potem wypuszczałem je w tym samym miejscu w którym je złowiłem. Ponadto koledzy przynosili mi wróble, czy kawki (bardzo sympatyczne i inteligentne ptaszki), które wypadły z gniazda. Sądzę, że ratowałem im w ten sposób zycie, bo na pewno zginęłyby w pyszczku jakiegoś mruczka. Żmije wtedy nie były pod ochroną (a szkoda), a np. jednego nietoperza uratowałem od niechybnej śmierci w śniegu, a innego wyrwałem z łap dzieciaków rzucających w niego kamieniami (biedny gacuś wleciał do klatki schodowej). Mieszkałem w zwykłym bloku.Elle pisze:-----------------------------------------------------------------------------------Dudzio pisze: O matko, czego to ja w domu nie hodowałem albo nie znosiłem. Oczywiście rybki wszelkich gatunków. Potem: jaszczurki zwinki, jaszczurki żyworodne, traszki zwyczajne i grzebieniaste, zaskrońce, żmije zygzakowate, żółwie greckie, synogarlice, wróbelki (jednego nawet wytresowałem), kawki, gawrony, nietoperze, szpaki, jeże, chomiki, myszki laboratoryjne, żaby trawne (zaskrońce musiały coś jeść ), rzekotki drzewne, sowę pójdźkę. Pewnie jeszcze czegoś zapomniałem.
Teraz na stare lata się uspokoiło. Mam tylko jamnika.
O Jezu.
Dudziu, ale te zwierzęta są pod ochroną. Żmija?
I pewnie, gdzieś w leśniczówce się wychowywałeś, a zostałeś biologiem.
A biologiem nie zostałem. Moje losy potoczyły się inaczej.
Nietoperze brałem przez grubą skórzana rękawiczkę.Elle pisze:Że też się nie bałeś brać do ręki nietoperza (wścieklizna), czy żmiję za ogon łapać.
A żmija? Nie łapie się jej za ogon. Zresztą żmija to najdelikatniejszy z polskich węży. Bardzo wrażliwy na wszelkie urazy. Odmian barwnych jest kilka: żółta, brązowa, srebrna (popielata), czarna (melanistyczna). Na tej ostatniej nie widać tzw. wstęgi kainowej czyli zygzaka. To biedne zwierzę jest o wiele mniej groźne niż sie sądzi. Wystarczą gumiaki i szuranie nogami podczas chodzenia i ona sama zmyka. Nigdy nie atakuje człowieka pierwsza. Broni się zaskoczona. To ludzie przez swoją nieostrożność prowokują wypadki ukąszeń. Polska to nie Afryka.
Elle pisze:Helmutt pisze: W lecie wystawialiśmy klatkę na balkon.
Mieszkał z nami jakieś 3 lata, raz wystawiliśmy klatkę z nim na balkon jak zwykle w bardzo ciepłe dni i wieczorem już leżał w niej nieżywy.
---------------------------------------------------------
Zapewne w ten gorący dzień dostał ataku serca.
Nie, nie sądzę, to nie był taki dzień gorący, zwyczajny ciepły letni dzień. Zresztą wtedy nie było takich wariackich upałów jak teraz. Myślę, że kanarek poprostu zmarł ze starości.
U mnie w domu byl tylko pies,wlasciwie dwa.Jeden mial pól roku jak zdechl,bo podobno zjadl pileczke pingpongowa(ta cienka)To byl sliczny czarny pudelek miniaturka.Strasznie plakalam jak mama powiedziala ze nie zyje.Na pocieszenie prawie od razu dostalam nastepnego pieska,tym razem suczke , czarna pudliczke,która mieszkala z nami 18 lat.Kochane psisko.Chomików i swinek morskich nie mialam,ale wiele kolezanek mialo i razem opiekowalismy sie gryzoniami.Chomiki przestalam lubic od czasu jak dowiedzialam sie,ze zaraz po urodzeniu zjadaja swoje male.
http://serialkatarzyna.ovh.org/ polska strona serialu Katarzyna
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
- biały_delfin
- Administrator
- Posty: 1949
- Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45